Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Zbawienna bezradność Króla

Tekst opisu Męki Pańskiej na Niedzielę Palmową - za długi, żeby wklejać - ale zdecydowanie warto się nad nim pochylić - tutaj

Zupełnie tego nie rozumiem. Po co wersja krótka? Czy raz w roku - no dobra, dwa razy (w Wielki Piątek w Liturgii Męki Pańskiej, też) nie można tego tekstu przeczytać w całości? I tak sukces - Niedziela Palmowa to jedyny dzień, kiedy kazanie jest zawsze trafne, dobitne, mocne, bolesne i prawdziwe tak, że bardziej się nie da. Bo mówi je z krzyża sam Jezus. Nie trzeba słuchać, mniej lub bardziej polityczno-smoleńsko-uprzedzeniowo-dziwacznych (w większości, niestety), albo po prostu na odwal przeczytanych z kartki tzw. homilii, które z homiliami niewiele wspólnego mają. Może to brzmi jak Gorzkie Żale (nabożeństwo, do którego nie udało mi się nigdy przekonać...), ale takie są moje, w większości, ostatnie doświadczenia z mszy niedzielnych. Wyjątek - parafia obecnie jeszcze rodzinna, gdzie krótkie słowo jest głoszone na każdej mszy, świątek-piątek, także rano. Nic dziwnego - praktyka czyni mistrza, w tej materii także. Co do Niedzieli Palmowej - raz w ciągu roku liturgicznego księża robią miejsce wymownej ciszy Golgoty.  

Tyle razy - nawet w ostatnim tekście - pisałem, nie bez pewnej dumy i radości, że Jezus robił w konia i niweczył kolejne knowania plany faryzeuszów, aby podłożyć się im, pozwolić sobie na słowa, które im z kolei pozwolą na oskarżenie Go przed ludem, starszyzną, Sanhedrynem. Paradoks więc - czemu tak bardzo dał się podejść? Nie, nie dał się. Można się spierać, na ile był świadomy tego, co się z Nim stanie, w Wielki Czwartek, gdy wszyscy przygotowywali się do święta Paschy. Czytając ewangelistów - emocje można wyczuć w powietrzu, z perspektywy czasu i historii. I Jezus, i uczniowie musieli zdawać sobie sprawę, że Jezus stąpał po coraz bardziej cienkim gruncie, że prędzej czy później faryzeusze się do Niego dobiorą. Z tego wynika motywacja Judasza - nie rozumiał, albo rozumiał opacznie, misję Jezusa, chciał widzieć w Nim władcę, ale ziemskiego, który przywróci państwowe królestwo Izraela, stanie na czele powstania i wyrzuci z Palestyny Rzymian. Liczył, że w sytuacji narażenia Jego życia, Jezus okaże swoją wielką moc, i Naród Wybrany zatryumfuje. 

Jak bardzo się mylił. Zrozumiał to jednak zbyt późno. To znaczy - dla niego, jak dla każdego, za późno nie było. Jego jednak zjadły wyrzuty sumienia. W bardzo podobnej sytuacji był Piotr - Skała, Opoka, która padła i rozsypała się, gdy trzykrotnie zaparł się Jezusa. On jednak nie poddał się, nie zwątpił - przede wszystkim w miłosierdzie Pana - i tak stanął na czele Kościoła, jako ten, który ma paść baranki i owce, i który trzy razy (jakby dla zmazania zaparcia się) potwierdził później, że tak, że miłuje, i to bardziej niż inni. Judasza zgubiło nie brak miłosierdzia czy przebaczenia ze strony Boga - ale to, że on sam sobie nie potrafił wybaczyć. To doprowadziło go do samobójstwa.


A Jezusa? Najpierw przed Najwyższego Kapłana. Nie wyparł się swego rodowodu. Starali się, jak mogli, aby oskarżać Go fałszywie na różne sposoby. W końcu pytanie zostało sformułowane tak, że odpowiedź mogła być tylko jedna. Tak, Ja nim jestem. Krótkie słowa, krótkie zdanie - które przecież tak jasno wynikało i pobrzmiewało ze wszystkiego, co w trakcie swej publicznej działalności dokonał. A w Wielki Czwartek doprowadziły Go z Ogrójca, przez lochy arcykapłana, do Piłata i na Kalwarię. 

Ważna postać to sam Piłat - najlepszy dowód na to, że niezdecydowanie może także być winą. Brak odwagi może niszczyć, może być - i w jego wypadku był winą. On nie chciał Jezusa skazywać. Tak, przeszkadzał Mu jako potencjalny powód zamieszek w prowincji, za którą odpowiadał. Ale nie bez powodu żona go uprzedzała - nie miej nic wspólnego z tym sprawiedliwym. Skoro sprawiedliwy - za co Go zabijać? Przede wszystkim Piłat się bał, a Żydzi nacisnęli na czuły punkt - brak zdecydowanej, ostatecznie okrutnej reakcji mógłby oznaczać pobłażliwość i brak dbałości o kult cesarza. Wszyscy wiedzieli, że pozycję zawdzięczał nie swojemu urodzeniu, a wżenieniu się w dobrą rodzinę. Nie mógł ryzykować. Teatralny gest umycia rąk, a nawet deklaracja zebranych krew Jego na nas i na dzieci nasze nie zmieniły tego, że los Jezusa przypieczętował piłatowy strach.

To, co działo się z Jezusem w tym czasie, to najlepszy dowód dla niedowiarków, kwestionujących Jego ludzką naturę. Czy Bóg bałby się tak, jak Jezus w Ogrójcu? Czy prosił by Ojca, aby oddalił to, co było tuż przed Nim, jako nieuchronna przyszłość? Na pewno nie. Był jednak człowiekiem, jak każdy z nas. I poza świadomością wyjątkowości swojej misji, tego że musi w niej wytrwać za wszelką cenę do końca - bał się po ludzku męki, której zapowiedź wieszczyły wszystkie znaki na niebie i na ziemi, w tym pisma proroków. Ból, strach, smutek, a nawet przerażenie - On to wszystko odczuwał, one przejmowały Go przez te dramatyczne ostatnie dni życia. Niektórzy chcą w tych słowach, i wołaniu z krzyża, widzieć utratę wiary, zwątpienie. Ale to po prostu wołanie człowieka, który niesłusznie osądzony i skazany umiera na krzyżu za wszystkich innych, dalece bardziej od Niego winnych. Człowieka, który będąc równocześnie Bogiem, ofiarowywał swój pot, ból i łzy za zbawienie świata. Bo wiedział, że musi. Że za Niego nikt tego nie zrobi. Że ludzie mają tylko w Nim nadzieję. Nawet, gdy sobie z tego nie zdawali sprawy.

Ten moment odczytywania słów Męki Pańskiej - czy to w Niedzielę Palmową, czy w Wielki Piątek - jest bardzo symboliczny. Tłumy w kościołach, mniej lub bardziej wierzących, najpierw wychodzą z Jezusem w symbolu zakrytego krzyża, w procesji, jak wiwatujące wtedy tłumy w Jerozolimie, gdy On na osiołku wjeżdżał do miasta na tydzień przed Paschą. Potem, przecież niewiele później - w kościele kilkadziesiąt minut, oni wtedy kilka dni później - stoją w milczeniu, niemi świadkowie. A może bardziej - jako ten tłum, który skandował, czy to u arcykapłana, czy u Piłata, żeby Go ukrzyżować? To bez znaczenia. 

Ważne, żeby uświadomić sobie jedno. On jedyny - Ten, którego ukrzyżowali - był bez winy, a został umęczony za winy nas wszystkich. Miał moc, mógł zejść z krzyża, mógł wezwać zastępy anielskie, które rozniosły by ich wszystkich na cztery wiatry. Te kilka ostatnich dni - czy to do środy, czy przez Triduum do Niedzieli Zmartwychwstania - to ostatnia okazja, aby poza byciem niemym świadkiem, pozwolić, aby ta prawda coś we mnie zmieniła. Żeby w Wielki Piątek zostać pod krzyżem, jak Maryja i Jan - a nie uciekać od niego jak pozostali apostołowie. Żeby w niedzielę rano biec do pustego grobu nie jak ci, którzy bali się, że ktoś wykradł ciało fałszywego mesjasza - ale ci, którzy zaczynali rozumieć, o czym On mówił, co zapowiadał. Że zmartwychwstał.

2 komentarze:

  1. Ważne, byśmy sobie uświadomili, by trwać pod krzyżem i biec do grobu pełni nadziei... Ale czy czasem nie jest tak, że w pośpiechu przypominamy sobie o tym za późno? Czy nie jest tak, że jesteśmy na tyle bezmyślni, by czynić znak krzyża, kiedy kapłan błogosławi gałązki palmy, a potem wychodzimy z kościoła, odkładamy palmę w ciemny zakątek mieszkania i zabieramy się do przygotowań wielkiego objadania się, zapominając o Słowie czytanym jako Pasja?

    OdpowiedzUsuń
  2. W tym roku kolejny raz miałem zaszczyt czytać Mękę Pańską w naszej parafii. Ja też nie rozumiem sensu używania wersji krótkiej... Jedno słowo jeśli chodzi o Gorzkie Żale - w tym roku byłem pierwszy raz (aż wstyd się przyznać) i zacząłem chodzić na każde kolejne. Piękne nabożeństwo! Jedyne co mi nie odpowiadało to przerabianie kazań pasyjnych na sprawozdania z życiorysu Jana Pawła II. Kocham naszego papieża, ale nie sądzę, by cieszył się tym, że zamiast pochylać się nad Męką Pana Jezusa mówiono w czasie tych nabożeństw (po raz 10382372873) o Jego pielgrzymkach, działalności na rzecz pokoju czy dzieciństwie. Dramat... Wielki Post to nie jest czas "duchowego przygotowania na beatyfikację" tylko "duchowego przygotowania na przeżywanie męki, śmierci i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa"...

    Co do kazań politycznych, o których piszesz - pozostaje mi tylko współczuć. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń