Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

wtorek, 11 stycznia 2011

I to wszystko dzięki chrztowi

Jezus przyszedł z Galilei nad Jordan do Jana, żeby przyjąć chrzest od niego. Lecz Jan powstrzymywał Go, mówiąc: To ja potrzebuję chrztu od Ciebie, a Ty przychodzisz do mnie? Jezus mu odpowiedział: Pozwól teraz, bo tak godzi się nam wypełnić wszystko, co sprawiedliwe. Wtedy Mu ustąpił. A gdy Jezus został ochrzczony, natychmiast wyszedł z wody. A oto otworzyły Mu się niebiosa i ujrzał Ducha Bożego zstępującego jak gołębicę i przychodzącego na Niego. A głos z nieba mówił: Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie. (Mt 3,13-17)
Na początek - pytanie, które pewnie każdy z tych, którzy w niedzielę Chrztu Pańskiego (jakąkolwiek, nie tylko tą sprzed 2 dni) pojawili się w kościele, usłyszeli w jakieś tam formie. Czy pamiętasz datę swojego chrztu? Ja, tak się składa, tak. Większość ludzi nie pamięta, ale sam fakt zapamiętania tego detalu nie oznacza wiary i bycia na dobrej drodze. Jednak warto je sobie zadać. Bo to jest punkt odniesienia, początek człowieka jako członka wspólnoty Kościoła. Jak to powiedział, cytowany poprzednio, kard. Joachim Meisner, człowiek ma początek, ale nie ma końca - więc chrzest jest początkiem naszej wiary. A skoro na swojej drodze mamy wracać do źródła - warto umieć je umiejscowić, nie tylko jakoś abstrakcyjnie.

Dla kogoś, kto na tamtą sytuację patrzył z boku, mogła być ona co najmniej dziwna. Skoro Mesjasz - to bez grzechu. Więc co Mesjasz robi w kolejce grzeszników, czekających na obmycie z grzechów przez Jana Chrzciciela w wodach Jordanu? A to właśnie zobaczyli. Jan, jak zwykle, stał i chrzcił, pewnie czekała spora grupa ludzi - aż podchodzi do niego sam Jezus. Tak, daleki kuzyn, rodzina. Czy wcześniej zdawał sobie z tego sprawę? Pewnie nie. Jedno jest pewne - w tym momencie stało się to dla niego jasne: zapowiadany Zbawiciel, Pan stoi przed nim w ludzkiej postaci. Spełniły się słowa proroctw i pism - Mesjasz przybył!

Tekst ewangeliczny nie podaje wprost jednak, czy Jan jakkolwiek zwerbalizował, wypowiedział wobec ludzi to, co zrozumiał - czy powiedział coś w stylu Oto Mesjasz!, wskazał Go wprost. Nie musiał. Świadectwo o Jezusie dał sam Jego Ojciec, sam Bóg. To właśnie na Niego, na tego Człowieka czekacie. To w Jego głos i Jego nauki się wsłuchujcie. Żaden władca w ludzkim rozumieniu, bez wojska czy zaplecza politycznego koniecznego dla zorganizowania przewrotu (bo wielu, niestety, w ten sposób tylko rozumiało rolę i zadanie Mesjasza - wyzwolenie Izraela jako narodu, w ludzkim rozumieniu) - ale kto czyta ze zrozumieniem, ten widzi, że proroctwa w Nim samym się wypełniają. Inna rzecz - czy świadkami objawienia łaski Bożej w postaci gołębicy i wypowiedzianych słów był tylko sam Jan, czy też ujrzeli to wszyscy tam zgromadzeni - nie wiemy.

Po co Jezus pozwolił się ochrzcić? Po co na ten chrzest nalegał - widzimy to wyraźnie, że Jan nie chciał Go chrzcić, uświadomiwszy sobie, kim On jest. Może dlatego, że chciał wypełnić co do siebie wszystko to, co dotyczyło ludzi? Sam przecież był w pełni człowiekiem, pozostając jednocześnie Bogiem. Bez grzechu, choć ludzki. Może wiedząc o tym, że z tego gestu, z tego wydarzenia w Kościele, jaki pozostawi na świecie, czerpać będzie pierwszy i może przez to właśnie kluczowy sakrament, inicjacja chrześcijańska, czyli właśnie chrzest? Jesteśmy świadkami przełomu - ostatni prorok Starego Testamentu wskazuje na Tego, który jest początkiem Nowego Testamentu; Bóg zaś własnymi słowami jakby potwierdza to wskazanie.

Dla nas to wydarzenie jest jasną wskazówką. Nie ma znaczenia to, co się człowiekowi o Jezusie wydaje, kogo chciałby w Nim widzieć, jak bardzo On sam człowieka do siebie przekonał. Bóg sam potwierdza swoim słowem Jezusowe posłannictwo, poświadcza Jego rodowód. Bóg po prostu przyznaje się do tego, że sam posłał Jezusa, i nie jest On żadnym szarlatanem, fałszywym prorokiem czy uzurpatorem, jakich wielu wtedy i dzisiaj mami ludzi. Jest Zbawicielem, Odkupicielem, odpowiedzią na tęsknoty serca każdego człowieka. 

Co najważniejsze - Bóg przyszedł w swoim Synu na świat nie dla wybranej w jakiś sposób wyróżnionej grupy ludzi, ale dla każdego. Dał o tym świadectwo w pięknych słowach  (I czytanie z niedzieli) sam pierwszy następca Jezusa, czyli papież Piotr:
Przekonuję się, że Bóg naprawdę nie ma względu na osoby. Ale w każdym narodzie miły jest Mu ten, kto się Go boi i postępuje sprawiedliwie. Posłał swe słowo synom Izraela, zwiastując im pokój przez Jezusa Chrystusa. On to jest Panem wszystkich. Wiecie, co się działo w całej Judei, począwszy od Galilei, po chrzcie, który głosił Jan. Znacie sprawę Jezusa z Nazaretu, którego Bóg namaścił Duchem Świętym i mocą. Dlatego że Bóg był z Nim, przeszedł On dobrze czyniąc i uzdrawiając wszystkich, którzy byli pod władzą diabła, dlatego że Bóg był z Nim. (Dz 10,34-38)
To nie był żaden spektakl czy show - to, co zdarzyło się nad Jordanem. To było preludium dla całego szeregu po ludzku niewytłumaczalnych zdarzeń - cudów, uzdrowień, wypędzeń złych duchów, a nawet wskrzeszeń. Bóg działał w Jezusie. Bóg był w Nim - On był Bogiem. Cuda miały ułatwić przekonanie do Niego ludzi - ale nie tylko na cudach polegała Jego misja. Pamięć o tym, co cudowne, pozostała - ale najważniejsze jest to, że pozostało Jego Słowo, Pismo Święte, najlepsze drogowskazy dla każdego człowieka każdych czasów. Dzięki niemu Bóg pozostaje z nami - ze wszystkimi ludźmi - nawet dzisiaj, 2000 lat po tym, gdy Jezus odszedł z tego świata, wcześniej zabity, ale zmartwychwstały.

W tych słowach, jakie padły nad Jordanem, Bóg jakby wskazuje misję Jezusa - choć w dużym skrócie. Nie precyzuje planu, założeń czy głównych celów - potwierdza całość tego, co zamierza Jezus; posługuje się - w tym przekładzie - sformułowaniem upodobanie, a więc można je interpretować jako akceptację, zgodę i bezgraniczne poparcie dla samego Jezusa i wszystkiego, co dokona.

Tak samo jest z moim, twoim - chrztem każdego człowieka. To taki przełomowy moment, gdy Bóg w uroczysty sposób zwraca się do każdego z nas, a my pierwszy raz otwieramy przed Nim serce. To pierwszy krok na życiowej drodze odpowiadania na Boże zaproszenia - czasami jakby wykonywany za nas przez rodziców, gdy jesteśmy jeszcze malutcy. Oni chcą, abyśmy wzrastali w Kościele, jako członkowie Mistycznego Ciała Chrystusa, i abyśmy swoje życie splatali z Bogiem i szli przez nie z Jego pomocą. Nie chodzi o żaden automatyzm - kolejny w wielkiej rzeszy anonimowych ludzi - ale o żywą i trwałą relację pomiędzy Nim a mną. O to, że Bóg zwracając się do mnie, uświadamia mi moją własną wyjątkowość, i pokazuje, proponuje, jak tę swoją indywidualność mogę twórczo i owocnie spożytkować, co z nimi mogę zrobić dobrego w ramach czasu danego mi w życiu.

Bóg przychodzi w swojej świętości, aby nas uświęcając sobą, przemienić jednocześnie w żywe świątynie Jego samego. Zasiewa po raz pierwszy ziarno, które umacniane kolejnymi sakramentami ma we mnie i ze mną wzrastać. To nie jest coś, co nastąpi potem jakby samo z siebie, poza mną, niezależnie ode mnie. Co się z tym stanie - zależy tylko i wyłącznie, czy i co ja zrobię, jak postąpię. Pragnie współpracy i tylko w niej mogę wydać dobry owoc, a ten dar otrzymany na chrzcie nie zostanie zmarnowany. Nie o żaden narcyzm chodzi - ale uświadomienie sobie własnej wyjątkowości w oczach Boga. To jest motywacja. Od tego można zacząć, na tym budować.

I to wszystko dzięki chrztowi - temu konkretnemu, mojemu. To jak, pamiętasz jego datę?

>>>

Zarejestrowałem się w konkursie Blog roku, kategoria Ja i moje życie.

Gdyby ktoś miał ochotę - może na tego bloga (nie tyle na mnie) oddać głos - sms o treści A00108 na numer 7122 (1,23 zł brutto). Głosowanie trwa do 20.01.2011 do 12:00.

5 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem, z czego ten cytat jest, z jakiego przekładu - w Tysiąclatce brzmi to nieco inaczej: Starajcie się naprzód o królestwo i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane. (Mt 6, 33)

    Jako że to, co prezentujesz na swoich blogach brzmi jak new age, jakieś pomieszanie z poplątaniem wiary (np. "Mikołaj zaprasza Ciebie do pozostania z nim na zawsze w niebie budując w nim Niebo") i kilku innych rzeczy (ostatnia notka z 12.01.2011 pt "Newsletter Ministerstwa Rozwoju Regionalnego‏ z 2011-01-11") - czego zdecydowanie nie popieram. Tak samo, jak conajmniej dziwnie brzmią Twoje własne słowa o sobie: "Grzegorz został urodzony
    6 grudnia 1959 roku i od tamtego czasu był kawalerem i będzie nim do dnia zawarcia z Tobą małżeństwa" :|

    Prosiłbym, abyś zaprzestał komentowania na moim blogu.

    Nie mówiąc o tym, że wklejanie jakiś cytatów z Biblii (bliżej nieokreślonego pochodzenia - na co także na swoim blogu Zimbabwe zwróciła Ci uwagę) wypełnia, moim skromnym zdaniem, znamiona po prostu spamowania. Cytat, bez myśli czy komentarza. Tak samo jak Twoje pytanie w kolejnym komentarzu " Czy jakieś słowo może być obraźliwe czy raczej może być obraźliwie użyte?" - nie bardzo rozumiem, co ma wspólnego z tekstem, pod którym je zadajesz, i co ma na celu?

    Będę takie komentarze odtąd systematycznie usuwał (dlatego zacytowałem obydwa powyższe komentarze - ponieważ właśnie usuwam ich treść).

    Proszę o uszanowanie mojej woli i zaniechanie spamowania.

    OdpowiedzUsuń
  4. Palabro, dla mojej własnej ciekawości aby wykryć ten dziwny przekład sprawdziłam nawet przekład Nowego Świata - przekład świadków Jehowy. Nawet tam tak to nie brzmi! Tam nie ma "prawa" tylko "prawości" jeśli już. Sprawdzałam też inne, protestanckie i katolickie przekłady, które mają lepsze podstawy i nigdzie tak ten fragment nie brzmi.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń