Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

wtorek, 14 grudnia 2010

Obiecanki-cacanki, robienie z gęby cholewy

Co myślicie? Pewien człowiek miał dwóch synów. Zwrócił się do pierwszego i rzekł: Dziecko, idź dzisiaj i pracuj w winnicy! Ten odpowiedział: Idę, panie!, lecz nie poszedł. Zwrócił się do drugiego i to samo powiedział. Ten odparł: Nie chcę. Później jednak opamiętał się i poszedł. Któryż z tych dwóch spełnił wolę ojca? Mówią Mu: Ten drugi. Wtedy Jezus rzekł do nich: Zaprawdę, powiadam wam: Celnicy i nierządnice wchodzą przed wami do królestwa niebieskiego. Przyszedł bowiem do was Jan drogą sprawiedliwości, a wyście mu nie uwierzyli. Celnicy zaś i nierządnice uwierzyli mu. Wy patrzyliście na to, ale nawet później nie opamiętaliście się, żeby mu uwierzyć. (Mt 21,28-32)
Dzisiaj Jezus wraca znowu do tego, o czym wielu, nawet z ambon, bardzo często zapomina. Słowo nie znaczy tak wiele, jak czyn. Więcej nawet - samo słowo, gdy czyn jest z nim sprzeczny, albo po prostu go brakuje, nic nie znaczy. Jak mówię, że piję - to piję. Jak mówię, że płacę - to mówię... Niby tylko przysłowie, ale bardzo trafnie odzwierciedla lekkość, z jaką wielu z nas przechodzi od słów do czynów. A właściwie - to kończy na samych słowach i deklaracjach, na czyny - to, co najważniejsze - brakuje woli, chęci, siły, konsekwencji. 

Tak już dzisiaj świat, niestety, wygląda. Mówi się dużo, mówi się głośno, ekspresyjnie, gestykulując, podkreślając coś w wypowiedzi co rusz, akcentując. Opinię publiczną coraz częściej kształtują ludzie, którzy przede wszystkim nie mają nic w ogóle do powiedzenia, nie mówiąc o formie, w jakiej przekazują to, co przekazują, a co ich zdaniem najwyraźniej jest tak interesujące, ważne dla dzisiejszego człowieka, wymagające upublicznienia. Może to dlatego, że informacja dzisiaj jest tak łatwo przenoszona, w ciągu chwili coś, co ktoś napisał na Alasce, może odczytać taki człowiek, jak ja, siedzący gdzieś w Polsce? W ten sposób podawane dalej jest prawie wszystko, bez względu na tego wartość, i zamiast dobrego, uniwersalnego przebiegu informacji... robi się śmietnik, bo za informacje ważne zaczynają uchodzić plotki, kaczki dziennikarskie, nie mówiąc już o tematyce i ich poziomie. 

W nomenklaturze mojego pokolenia to już nie, ale moich rodziców i dziadków na pewno, funkcjonowało pojęcie robienia z gęby cholewy (niektórzy znają to w wersji mniej parlamentarnej - zamiast cholewy pojawia się w niej niewybredne określenie pewnej części ciała). Widzimy to dzisiaj w większości sytuacji - a przykład idzie z góry, choćby od polityków (czy to już rządzących i stających na głowie, aby rządzić kolejną kadencję; czy to opozycjonistów, którzy też stają na głowie, żeby ci pierwsi wypadli z obiegu i na stołki dostali się oni sami), którzy zasypują nas obietnicami wszystkiego, co się człowiekowi tylko zamarzy, i jeszcze więcej. Mało kto zwraca uwagę - a jak to zrobi, to się krzyczy, że minimalista, pesymista, a najpewniej podstawiony przez konkurencję - że zrealizowanie tych obiecanek-cacanek w ogóle nie leży w gestii i kompetencjach stanowiska, na jakie pragnie się dostać/utrzymać obiecujący. Detal. 

Większość ludzi naokoło robi z gęby cholewę. Obiecują, i nie dotrzymują. Jak ten syn, który przy ojcu przytaknął, a potem poszedł swoją drogą, olewając prośbę/przykaz ojca. My tak robimy - ty i ja też. Częściej, lub rzadziej. Nie liczą się jednak deklaracje - liczy się to, co sami zrobimy. Nawet jak człowiek się nie zadeklarował, a pójdzie i zrobi to, co powinien i zadeklarować, i zrobić - to lepiej, niż gdy zadeklaruje coś, po czym nic nie zrobi (poza zrobieniem z gęby cholewę). Jezus zapytał o to wprost - i ludzie zapytani odpowiedzieli słusznie. Więc w czym jest problem? Wiemy, jak powinno być, jak powinniśmy postępować... a i tak postępujemy odwrotnie, źle. 

Celnicy, jawnogrzesznice - wszyscy zepchnięci na margines ówczesnego społeczeństwa. To właśnie przede wszystkim oni, te społeczne niziny, powszechnie pogardzani, poniewierani - oni posłuchali czy to Jana, czy samego Jezusa. Uczynili krok w kierunku wypełnienia woli Boga (jak tamten brat, który  początkowo zlekceważył wolę ojca, ale potem się opamiętał) - wsłuchali się w głos wołającego na pustyni, a dzięki temu przybliżyli się do odkrycia i poznania Mesjasza. To, co robili w życiu - kradli, oszukiwali, cudzołożyli, i wiele innych kwestii też - to właśnie pierwsze odwrócenie się od Ojca, zlekceważenie woli Boga. Ale przyszło opamiętanie - pod wpływem Jana i Jezusa zmienili postępowanie, dokonało się nawrócenie. O to właśnie Bogu chodziło. Niestety, nie wszyscy wyciągnęli wnioski - wielu było takich, którym Jan był nie w smak. Koniec końców - doprowadziło to do Janowej śmierci. Analogicznie, jakiś czas później z Jezusem. 

Nie możemy znieść, gdy ktoś wypunktowuje nasze słabości. Dlaczego? Bo właśnie są słabościami, i to dokładnie naszymi. Gdyby chodziło o kolegę, sąsiada, kogoś znajomego - pewnie, można sobie poużywać, załamując ręce nad jego beznadzieją, grzesznością, słabością. Ale ja? Nie, no przecież ja się staram. Fakt, nie zawsze wyjdzie - ale czy jesteśmy idealni? Aha. Tylko czy staram się deklaracjami, słowami, czy też próbuję robić coś jeszcze poza tym? Właściwie - cokolwiek, bo deklarować się łatwo (a potem deklaracje olać - równie prosto). 

Tu nie chodzi nawet o to, że inni wyprzedzają nas, wchodzą przed nami do królestwa niebieskiego. Kolejność nie ma tu znaczenia najmniejszego. Pytanie brzmi - czy mnie wyprzedzają, czy w ogóle idą w innym niż ja kierunku. A dokładniej - czy ja nie idę w innym niż ich (Królestwo Boże) kierunek? Nie chodzi o to, co odpowiem  na to pytanie słowami - ale dokąd ja zmierzam tak naprawdę. Może ten Adwent ma posłużyć mi tylko (aż?) do tego, żebym to zrozumiał, odpowiedział na takie pytanie samemu sobie. I zmobilizował się, aby tę drogę skorygować, o ile prowadzi w złym kierunku.

3 komentarze:

  1. Tak "ni z gruchy,ni z pietruch" napiszę o czymś innym , no ale mam taką potrzebę .
    Muszę ci podziękować , bo 2 z twoich wpisów mnie "natychały" przy pisaniu homilii .Może to głupio brzmi , ale postanowiłem podciągnąć ocenę ma maksimum moich zdolności (<-w tym zdaniu coś jest nie tak zdanie napisane , ale chyba zrozumiale , więc nie zmienię, bo nie mam pomysłu jak...)i się udało.
    Wielkie dzięki jeszcze raz ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Palabro, na początek witam :) Ponieważ zobaczyłam Twój blog w moich statystykach ;)
    Ostatnio też tak sobie myślałam... Ile to nieraz rzeczy chcemy dobrze robić, ba! Uważamy, że skoro nie jesteśmy prostytutkami, homoseksualistami, ateistami, komunistami czy pedofilami - to już jesteśmy dobrzy i nic tylko niebo. Tymczasem Boże standardy są naprawdę wysokie i dlatego nie ma ludzi, którzy by choć raz nie zgrzeszyli. On jednak kocha każdego - nieważne czy zgrzeszył jeden raz czy milion razy. Tylko do nas należy wybór, czy pójdziemy za Jego głosem... Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. tommaj121

    Nie ma za co, cieszę się, że moje myśli tu spisane przydały się :) dla szerszego grona.

    Zimbabwe

    Również witam i zapraszam do częstego zaglądania!

    OdpowiedzUsuń