Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

piątek, 22 października 2010

Abp Kazimierz Nycz kardynałem i o in vitro słów kilka wyjaśnienia

Wracając do poruszonego ostatnio tematu konsystorza - papież wskazał nazwiska 24 duchownych, którzy 20 listopada 2010 zostaną kreowani kardynałami. Są nimi:

pracownicy dykasterii watykańskich
  • abp Angelo Amato (Włochy), prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych,
  • abp Mauro Piacenza(Włochy), prefekt Kongregacji ds. Duchowieństwa,
  • abp Raymond Leo Burke (USA), prefekt Najwyższego Trybunału Sygnatury Apostolskiej,
  • abp Fortunato Baldelli (Włochy), penitencjarz większy,
  • abp Velasio De Paolis (Włochy), przewodniczący Prefektury Spraw Ekonomicznych Stolicy Apostolskiej,
  • abp Kurt Koch (Szwajcaria), przewodniczący Papieskiej Rady ds. Popierania Jedności Chrześcijan,
  • abp Robert Sarah (Gwinea Conakry), przewodniczący Papieskiej Rady Cor Unum,
  • abp Paolo Sardi (Włochy), pro-patron Zakon u Maltańskiego,
  • abp Francesco Monterisi (Włochy) archiprezbiter bazyliki św. Pawła za Murami,
  • abp Gianfranco Ravasi (Włochy), przewodniczący Papieskiej Rady ds. Kultury.
biskupi diecezjalni
  • abp Paolo Romeo, metropolita Palermo (Włochy),
  • abp Reinhard Marx, metropolita Monachium (Niemcy)
  • abp Kazimierz Nycz, metropolita Warszawy (Polska)
  • abp Donald W. Wuerl, metropolitę Waszyngtonu (USA)
  • abp Laurent Monsengwo Pasinya, metropolitę Kinszasy (Dem. Rep. Konga)
  • abp Malcom Ranjith Patabendige Don, metropolita Colombo (Sri Lanka)
  • abp Raymundo Damasceno Assis, metropolita Aparecidy (Brazylia)
  • abp Medardo Joseph Mazombwe, arcybiskup Lusaki (Zambia)
  • abp Raul Eduardo Vela Chiriboga, emerytowany arcybiskup Quito (Ekwador)
  • Antonio Naguib, patriarcha Aleksandrii obrządku koptyjskiego (Egipt)
kapłani nagrodzeni za szczególne zasługi dla Kościoła
  • ks. prałat Domenico Bartolucci, były dyrygent Cappella Sistin (Włochy)
  • ks. prałat Walter Brandmüller, były przewodniczący Papieskiego Komitetu Nauk Historycznych (Niemcy)
  • abp Elio Sgreccia, były prezes Papieskiej Akademii Pro Vita (Włochy)
  • abp Manuel Estepa Llaurens, emerytowany biskup polowy Hiszpanii (Hiszpania) 
Obecnie zatem Kolegium Kardynalskie liczy 203 członków, spośród których 122 nie ukończyło jeszcze 80 lat i może uczestniczyć w konklawe. 

Mnie osobiście cieszy nominacja dla abp. Nycza. Uważam, że w KEP nikt bardziej na nią nie zasługiwał - i bynajmniej dlatego, że zajmuje akurat tę - warszawską - stolicę biskupią (o czym mówił, pytany, sam nominat), ale ze względu na to, jakim jest człowiekiem. W bardzo młodym wieku (38 lat) mianowany sufraganem krakowskim, pracował wiele lat w tej diecezji, m.in. przygotowując pielgrzymki papieża Jana Pawła II. Przez krótki okres czasu, bodajże 3 lat - biskup koszalińsko-kołobrzeski. Od kwietnia 2007 - metropolita warszawski, tuż po ustąpieniu z (właściwie nieobjętego nigdy) tego stanowiska przez abp. Stanisława Wielgusa w przykrej atmosferze skandalu wywołanego ujawnieniem agenturalnej przeszłości tego ostatniego. 

Człowiek młody (60 lat to niewiele dla biskupa), a zarazem z przeszło 20-letnim doświadczeniem w posłudze biskupiej, w pracy duszpasterskiej. Owszem, posiada doktorat, ale zdecydowanie to przykład biskupa-duszpasterza, w przeciwieństwie do dość dziwnej tendencjach - a to mianowania na stolice biskupie księży naukowców, którzy dość często zielonego pojęcia nie mają o realiach i pomysłach na pracę duszpasterską (bo jak mają mieć, jeśli po święceniach w parafii pracowali rok-dwa, po czym studia i praca już albo w kurii, seminarium, czy w charakterze wykładowców - więc jako rezydenci), albo obsadzanie stolic biskupich księżmi, którzy lwią część życia spędzili na pracy w dykasteriach watykańskich - a więc również dość mocno oderwanych zwykle od rzeczywistości, problemów i potrzeb Kościoła w Polsce. Zaznaczam - tak jest najczęściej, aby nikt nie zarzucił mi, iż twierdzę, jakoby każdy ksiądz-naukowiec albo ksiądz mianowany biskupem po pracy w Watykanie się do tego nie nadawał - nie, nie można powiedzieć, nie jest to reguła i oczywista prawidłowość - jednak często tak właśnie jest. 

Wracając do kard. nominata - człowiek przez wiele lat pracujący w Komisji ds. Wychowania Katolickiego, której długie lata przewodził - zatem zainteresowany i będący na bieżąco z problemem młodych w Kościele, co jest bardzo newralgicznym zagadnieniem dla Kościoła, jako że musi On (Kościół) skupić się na tym, aby do Boga prowadzić właśnie najpierw młodych, którzy są tegoż Kościoła przyszłością, którzy za kilka-kilkanaście lat sami będą decydować, jako rodzice, o tym czy wiara w naszym społeczeństwie będzie przeżywana, czy ta wiara w ogóle będzie istniała gdziekolwiek poza statystykami. 

Już u progu posługi w Warszawie, w kontekście wspomnianego skandalu z abp. Wielgusem, odniósł się do problemu bardzo ciekawie, mówiąc: Jestem człowiekiem, który nie lekceważy przeszłości, ale idzie też ku przyszłości. Bardzo słuszne nastawienie. W ramach diecezji pracował nad zbliżeniem pracowników kurii, jej struktur, do potrzeb wiernych. To jego inicjatywą jest - obchodzony w tym roku w Polsce już 3 raz - Dzień Dziękczynienia (I niedziela czerwca), wdzięczności za dobro, jakie otrzymują i aby uczyli się za nie dziękować – zarówno Bogu, jak i sobie nawzajem – jako naród i społeczność, ale także w wymiarze indywidualnym. 

Również ostatnimi czasy, w kontekście konfliktu wokół krzyża ustawionego przez pałacem prezydenckim, kard. nominat zdecydowanie opowiadał się za tym, aby krzyżem nie manipulować, nie używać go jako argumentu w sporze pomiędzy stronnictwami politycznymi czy innymi grupami nacisków. Owszem - w moim mniemaniu, o czym pisałem, mógł zrobić więcej - jednakże jego postawa z gruntu była słuszna, może zabrakło nieco odwagi i zdecydowania, aby sam wyszedł i przemówił do ludzi tam zgromadzonych. 

Jak to wpisał w swój herb biskupi - Ex hominibus, pro hominibus (Z ludu i dla ludu). Tak, to zdecydowanie najlepszy kierunek, jaki - nie tylko w dzisiejszych czasach - Kościół może, powinien i wręcz musi obrać. Mam nadzieję, że kościół warszawski kard. nominat Nycz prowadził będzie długo i owocnie, dając tym samym przykład innym biskupom polskim. Przy okazji - tak, życzę mu funkcji Przewodniczącego KEP :)

>>>

Ostatnimi czasy bardzo głośno zrobiło się w kwestii zapłodnienia in vitro, w momencie gdy ordynariusz warszawsko-praski abp Henryknry Hoser SAC, przewodniczący Zespołu KEP do spraw Bioetycznych, - no właśnie, co powiedział? Nie powiedział nic nowego, nic odkrywczego, nie zmienił nic nauki Kościoła. Owszem, kwestia in vitro pozostaje punktem zapalnym na linii Kościół-liberalni zwolennicy umożliwienia tej metody poczęcia dziecka - jednakże stanowisko Kościoła jest trwałe i niezmienne. 

Tu nie chodzi o to, o czym szumnie tytuły medialne pisały: Biskup grozi wyrzuceniem z Kościoła czy wypowiedzi w tym tonie. Abp Hoser niczym nie zagroził. W prawie kanonicznym Kościoła funkcjonuje pojęcie ekskomuniki laete sententiae - z mocy prawa. Oznacza to, że osoba zostaje ekskomunikowana nie dlatego, że jakiś biskup to publicznie stwierdzi - tylko obiektywnie na mocy czynu, jakiego dopuściła się. Jakby automatycznie. Nikt nie musi nic mówić, pisać, ogłaszać - a jeśli to nawet zrobi biskup, to tylko potwierdza to, co stało się faktem na mocy czynu. Przykład - analogicznie było w 1988 r. w przypadku lefebrystów - Jan Paweł II w motu proprio nie nałożył nigdy na nich ekskomuniki z tytułu święceń biskupich udzielonych bez zgody i wbrew woli Stolicy Apostolskiej, a jedynie podał to do wiadomości i podkreślił, że od momentu udzielenia tych święceń zarówno tamci konsekratorzy, jak i konsekrowani biskupi sami ściągnęli na siebie ekskomunikę laete sententiae. 

O tym właśnie mówił abp Hoser - o automatycznej, z mocy prawa, ekskomunice dla osób popierających zapłodnienie in vitro, mrożenie i selekcję zarodków, postępujących świadomie, którzy chcą takiego rozwiązania i nie działają na rzecz ograniczenia szkodliwości ustawy. Tak, była to jego prywatna opinia - ale uzasadniona i odzwierciedlająca nauczanie Kościoła w tym zakresie. 

Nauka Kościoła jest jednoznaczna - instrukcja "Donum vitae" Kongregacji Nauki Wiary (1988), encyklika Jana Pawła II "Evangelium vitae" (1995), instrukcja "Dignitas Personae" Kongregacji Nauki Wiary (2008). Kwestią sporną nie jest to, że metoda pozwala na urodzenie się dzieci parom, które w normalnych warunkach - bez in vitro - na potomstwo by nie mogły liczyć, ale to, ile ludzkich zarodków jest podczas stosowania tej metody zabijanych. Tak - zarodek to także człowiek, co dobitnie przypomina emerytowany metropolita gdański abp Tadeusz Gocłowski CM:
Kiedy bowiem, według nauczania Kościoła, następuje poczęcie człowieka? W momencie połączenia gamet męskiej i żeńskiej, a więc plemnika i jajeczka. Zniszczenie zarodka jest zabiciem człowieka. Wiem, że to niedobrze brzmi dla ucha współczesnego dziennikarza, ale takie jest nauczanie Kościoła.
Nie ma co dywagować - czy abp Gocłowski dał się nieco podpuścić w rozmowie z Barbarą Szczepułą dla Polski The Timesa, czy wypowiadał się nie znając dokładnie tekstu wypowiedzi abp. Hosera - nie ma to znaczenia. Media jakby starały się przeciwstawić sobie te dwie wypowiedzi - zły Hoser grzmi na biednych posłów, a dobry Gocłowski wyjaśnia, prostuje, uspokaja - podczas gdy... obydwoje mieli dokładnie to samo na myśli, zajmują takie samo stanowisko. Podsumowuje to świetnie Joanna Kociszewska (wiara.pl):
Jest możliwa ekskomunika mocą samego prawa w takiej sytuacji. Oczywiście, jest to kwestia sumienia człowieka - stąd wiele zastrzeżeń i bardzo ostrożna wypowiedź abpa Hosera. Katolik w swoim sumieniu ma bowiem obowiązek brać pod uwagę oficjalne nauczanie Kościoła. Nie może stwierdzić, że "dla niego to nie jest grzech i już". Innymi słowy: poseł oczywiście sam, w swoim sumieniu swoje działanie oceni, ale pod kątem zgodności z tym, czego Kościół w tej sprawie naucza. I na tej podstawie sam wyda na siebie "wyrok" (o ile słowem "wyrok" można określić ekskomunikę).
Skoro już wcześnie o nim pisałem - podlinkuję opinię w tym zakresie kard. nominata Kazimierza Nycza - tutaj

Heh, trudno, żeby ludzie - najczęściej mało (lub wcale) nie zorientowani w materii wiary i nauki Kościoła na temat czegokolwiek nie pogubili się, skoro nawet np. Jan Turnau, którego szanuję i teksty bardzo lubię pisze wprost o tym, że ma w kwestii in vitro stanowisko odmienne od stanowiska Kościoła. Przykre to. 

5 komentarzy:

  1. W zasadzie to powinienem ograniczyć się do podziękowania Ci za ostatni akapit. Takich ludzi, piszących o Bogu i religii, znających Ewangelię (i to w różnych przekładach!) jak własną kieszeń – ale bezwzględnych dla drugiego człowieka, jest niestety więcej.

    Chciałbym jednak zauważyć, że moim zdaniem ujrzenie człowieka w tej drobinie, jaką jest zarodek, nie wymaga żadnej edukacji, żadnego nauczania, żadnego głosu z góry. Albo ma się tę litość dla drugiego albo się jej nie ma. Wiara, nauczanie Kościoła, a nawet nauka nie ma tu nic do rzeczy. Gdybym zechciał przyłożyć cegłą po głowie wyrośniętemu 15 – latkowi, to z pewnością nie „nauczanie Kościoła” i nie wiedza o anatomii człowieka by mnie od tego odwiodły, ale zwyczajna litość dla tego chłopca i przekonanie, że jest on nietykalny tak samo jak ja. Tej litości niestety nie ma polskie społeczeństwo (jego większość) i dlatego – oby Bóg się nad nim zlitował – nawet popiół po nim może nie zostać. Bo wydaje mu się, że może wszystko.

    In vitro nie ogranicza się tylko do selekcji ludzi i zabijania słabszych „egzemplarzy” , choć oczywiście to jest w tym wszystkim najstraszliwsze. Problem zaczyna się trochę na wcześniejszym etapie – gdy jeden człowiek zaczyna sobie rościć prawo do drugiego człowieka. Wówczas bowiem następuje coś, co można nazwać uprzedmiotowieniem istoty ludzkiej, sprowadzeniem jej do środka służącego zaspokojeniu swoich oczekiwań, potrzeb, pragnień. To co dzieje się później jest już tylko wykonaniem tego wyroku.

    Największym problemem w przekonaniu ludzi do zła in vitro jest coś, co można by opisać za pomocą wypowiedzi jednego z polityków: „nie miałbym serca powiedzieć rodzicom, że nie mogą mieć dziecka”. Być może nie jest to dokładny cytat, ale oddaje sens i ducha oryginalnej wypowiedzi. Nie miałby więc serca zagłosować przeciw in vitro i pozbawić tym samym wielu rodziców nadziei na ich ich naturalne potomstwo. Miałby jednak serce spojrzeć w oczy tym, których laborant wkłada do zamrażarki lub od razu wyrzuca do śmietnika – w oczy Kasi, Iwonki i najsłabszego z całego rodzeństwa – maleńkiego Grzesia.

    Tak jak napisałem, oby Bóg zlitował się nad tym bezlitosnym społeczeństwem i jego przedstawicielami w parlamencie, którzy schlebiają swoim wyborcom.

    OdpowiedzUsuń
  2. Co do 'niszczenia' zarodków. Przecież przy zapłodnieniu naturalnym szacuje się, że 50-70% poronień to poronienia subkliniczne, czyli takie, gdzie ciąża nie była jeszcze zdiagnozowana. Więc czy kobietę też potępicie ? Przecież sam jej organizm niszczy zarodki.

    Chciałabym wspomnieć jeszcze iż kościół podobnie jak teraz do in vitro odnosił się w przeszłości do sekcji zwłok ( Papież Bonifacy VIII zakazał w 1299roku sekcji zwłok ), do badań krwi ( Jawnie kościół potępił wielu znanych lekarzy, bez badań których medycyna nie miałaby szans się rozwinąć) czy do transplantacji - teraz wszystkie te praktyki są niezbędne do ratowania życia ludzkiego. Potępiane były nawet szczepienia ochronne. Teraz wyobraźcie sobie świat bez rozwiniętej medycyny.

    Dodam jeszcze iż już w tym momencie 1 na 4 pary ma problemy z zajściem ciąże, szacuje się, że 3 miliony polaków jest bezpłodnych. Będzie coraz gorzej.
    I teraz pomyślcie sobie, że coś co teraz tak szkalujecie może kiedyś być jedynym ratunkiem dla istnienia człowieka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze, ale przy zapłodnieniu naturalnym nikt w ten proces nie ingeruje.

    Zgadza się, Kościół do wielu zagadnień na przestrzeni historii podchodził ostrożnie. Gdy jednak powszechne stawały się pewne i wyczerpujące dane na temat danej kwestii, a nie było ku temu przeciwskazań natury moralnej i teologicznej, Kościół nie potępiał tych kwestii. I to jest podejście słuszne.

    Tylko z tego tytułu, że ludzie mają coraz większe problemy z zajściem w ciążę (często na własne życzenie - problemy związane z długotrwałym stosowaniem środków antykoncepcyjnych, albo pchanie się do in vitro zamiast zainteresowania się naprotechnologią) nie wynika, że w imię przetrwania ludzkości Kościół powinien stwierdzić: jest ok, byle by tylko ludzie nadal się rozmnażali, niech żyje in vitro. A gdzie w tym wszystkim Bóg? Sami powodujemy, że tak wygląda sytuacja.

    OdpowiedzUsuń
  4. To, że antykoncepcja powoduje niepłodność jest sprawą bardzo przesadzoną. Natomiast co do naprotechnologii - wyklucza ona wszelkie zabiegi biotechnologiczne czyli jest zupełnie nieskuteczna w przypadku niepłodności męskiej, niepłodności kobiecej wynikającej ze zmian anatomicznych oraz endometriotycznych.

    Co do naturalnego zapłodnienia nikt w ten proces nie ingeruje ok. Wiem, że kościół jest przeciwko ingerencji biotechnologii w rozród, ponieważ nikt nie powinien się mieszać w życie ludzkie. No dobrze, ale jeśli tak to kościół powinien zakazywać też transfuzji, przeszczepów, operacji itd, bo to też jest ingerencja w życie ludzkie.

    Co do kwestii moralnych przemilczę tą sprawę - każdy kto zna historie wie, że religia rodziła się we krwi. W niewinnej krwi.

    OdpowiedzUsuń