Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

czwartek, 31 grudnia 2015

Słowo na nowy rok

Dzisiaj króciutko - bo z jednej strony koniec roku za pasem, z drugiej liturgia mówi o Słowie w tych samych słowach, o których pisałem w kontekście samego Narodzenia Pańskiego kilka dni temu (J 1,1-18).

Nie należę do tych, którzy mogą powiedzieć "uff! jak to dobrze, że się ten rok kończy!". Skończyłem aplikację i zdałem korporacyjny egzamin zawodowy - przynajmniej w teorii ciekawa perspektywa. Synek zaaklimatyzował się ładnie w nowym przedszkolu i świetnie się rozwija. Żona, rzutem na taśmę i właściwie "z bomby"  znalazła lepszą pracę... w starej pracy (wynik 100% - pierwsze podejście, od razu sukces; żadna ustawka, konkurs). Żyjemy, jesteśmy zdrowi, na życie wystarcza (oczywiście, jakby było więcej, to można by mieć nieco większe mieszkanko i mniej strupieszały samochód - i nie chodzi mi o wymianę dwuletniego mercedesa na nowy model :P). 

To był dobry rok - choć dla mnie pod znakiem pewnego rodzaju rozczarowania. Teoretycznie sobie to dość dobrze i długo tłumaczyłem, ale niedosyt pozostaje. W końcu bardzo się starałem, aby zmienić pracę i robić coś bardziej w zawodzie. Spinałem się, uczyłem, startowałem, wysyłałem... i nie wyszło z tego nic. Może za dużo chcenia i przysłowiowego "parcia na szkło"? Kolega - i to nie teoretyzując, ale na własnym przykładzie - uświadomił mnie, że miał tak samo, też się rozczarował; a potem, kompletnie z zaskoczenia, trafiła mu się praca, do której w życiu by nie spodziewał się, że ją dostanie, ot tak. Dlatego wierzę i tłumaczę sobie: przyjdzie mój czas, Bóg wie lepiej. Szkoda, że ten czas tak leci... 

Czego życzę na ten nowy rok?

Ewangelista powie, że "na świecie było Słowo, a świat stał się przez Nie, lecz świat Go nie poznał". No więc życzę poznawania, zauważania i zachwycania się Bogiem przez ten cały rok. Nie planowania tego czy układania jakiś założeń: tu, teraz, dzisiaj. Nie wiesz, czy obudzisz się jutro. Żeby On był przyjacielem, powiernikiem, takim z potrzeby serca, nie z przymusu czy przyzwyczajenia. W rozmowie, nie w relacji "paciorkowej". "Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi". A zatem, żebyśmy się tego dziecięctwa Bożego w nas nie bali i nie uciekali przed nim. Nie zagradzali Panu drogi, nie szufladkowali swoich spraw: tu możesz i działaj, a od tego wara. Otworzyli się - nie na chwilę - ale tak już na zawsze przed Nim. 

Skoro Słowo ciałem się stało i zamieszkało między nami - nic już nie jest takie samo. To nie jest jak cyrk - pokazali swoje, zwinęli się i wraca szara rzeczywistość. Raz, że trwamy do jutra w oktawie Narodzenia Pana, wyśpiewując Gloria w codziennej Mszy (w Adwencie tylko na roratach, w niedzielę - wcale). Dwa, że Bóg w Jezusie przyszedł i stał się człowiekiem, a więc po prostu już tym człowiekiem pozostał, na zawsze, i jest nim także dzisiaj, kiedy Zmartwychwstał. To zmienia wszystko.

Życzę - Tobie, czytającej (czytającemu) te słowa, Waszym rodzinom, przyjaciołom, ale też po prostu tym, z którymi będziecie się stykać w nadchodzącym za 9 godzin nowym roku - radosnego trwania w prawdzie o Panu Jezusie, który jest tuż obok, przy każdym z nas i po prostu przytula nas do swego serca. To wszystko zmienia i wobec tego nie można przejść niezauważenie, bo to ma wpływ na wszystko i wszystkich, każdą naszą relację. Oczywiście, także zdrowia i - a co! szczerze! - tego, żeby i pieniążków trochę więcej było.

PS1: To "Słowo" w nagłówku - to nie, że moje słowo do czytelnika; chodzi o Jego Słowo do każdego z nas :P
PS2: Właśnie uświadomiłem sobie, że w tym miesiącu napisałem 33 teksty. W życiu tyle mi się nie zdarzyło. To przytłacza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz