Było to przed Świętem Paschy. Jezus wiedząc, że nadeszła Jego godzina przejścia z tego świata do Ojca, umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował. (J 13,1-2)
To nie słowa liturgii Wielkanocnej, ale z Wielkiego Czwartku. A zarazem - sedno i wyjaśnienie tego, co się później wydarzyło, czego konsekwencją jest nasza w tych dniach możliwość świętowania. Syn Boży, sam będący Miłością, wspina się na szczyt poświęcenia i ofiarowuje sam siebie, aby ci, których umiłował, mieli życie nie tylko w perspektywie tych kilkudziesięciu lat na ziemi.
Autentycznej radości ze Zmartwychwstania, która napełni nas nie tylko na chwilę, ale pozostanie w sercach i pomoże powstawać z każdego upadku, odnaleźć siłę w każdej trudności, zrozumieć sens w cierpieniu i umiejętnie wykorzystać każdą chwilę. Tej nadziei, która będzie nas przemieniać tak samo, jak odmieniła apostołów. Żeby nasze świętowanie zwycięstwa Pana nie skończyło się w anonimowym tłumie gapiów, być może przypadkowo stojących koło pustego grobu - ale abyśmy potrafili do tego pustego grobu wejść i, jak św. Jan, "ujrzeć i uwierzyć".
Autentycznej radości ze Zmartwychwstania, która napełni nas nie tylko na chwilę, ale pozostanie w sercach i pomoże powstawać z każdego upadku, odnaleźć siłę w każdej trudności, zrozumieć sens w cierpieniu i umiejętnie wykorzystać każdą chwilę. Tej nadziei, która będzie nas przemieniać tak samo, jak odmieniła apostołów. Żeby nasze świętowanie zwycięstwa Pana nie skończyło się w anonimowym tłumie gapiów, być może przypadkowo stojących koło pustego grobu - ale abyśmy potrafili do tego pustego grobu wejść i, jak św. Jan, "ujrzeć i uwierzyć".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz