Mądrość Kościoła wskazuje jednoznacznie, że liturgia Niedzieli Męki Pańskiej, potocznie zwanej Palmową, nie potrzebuje komentarza. Jest to chyba jedyny dzień w roku liturgicznym, kiedy w liturgii nie ma miejsca na homilię - co jasno wskazuje, że całość wydarzenia nie wymaga komentarza, i wręcz zabrania przerostu słów nad tym, co tak dobitnie przytacza Ewangelia.
Mnie w tym roku jakoś szczególnie w serce zapadły te słowa, z samego zakończenia prawie:
A zasłona przybytku rozdarła się na dwoje, z góry na dół. Setnik zaś, który stał naprzeciw, widząc, że w ten sposób oddał ducha, rzekł: I. Prawdziwie, ten człowiek był Synem Bożym. (Mk 15, 39b)
Mało to budujące, ale - lepiej późno niż wcale. Tak było wtedy, tak jest dzisiaj. Potrafimy być mądrzy po szkodzie, zrozumieć swoje błędy i prawdziwe znaczenie słów czy wydarzeń dopiero z perspektywy, później, po nich. Tak jak ten setnik. Kilka godzin wcześniej, może i nie był czynnym uczestnikiem show pt. kopnij/opluj/żuć kamieniem w Jezusa - ale brał w nim udział, szedł w tym, co my dzisiaj czcimy jako drogę krzyżową Zbawiciela.
Ludzie do końca zeń drwili, do końca liczyli na spektakl - może ten Eliasz albo ktokolwiek inny pojawi się, zdejmie skazańca z krzyża i będzie się coś działo? Jednak nie. On nic nie zrobił. Wisiał i po prostu umarł - nawet tak szybko, że nie musieli mu łamać kolan, aby udręczone ciało szybciej się poddało, aby się udusił, wystarczyło - dla pewności - przebić serce włócznią, bo widać było że skonał.
Wielki Tydzień to szczególny czas, kiedy wielu z nas - po dłuższej czy krótszej przerwie - staje przy kratkach konfesjonału. Może to zabrzmi brutalnie - ale jeśli idziesz tam dla zasady, bo wypada, bo mama/babcia/ktoś inny każe, nie mając co do tego przekonania - to lepiej nie idź. Nie marnuj czasu spowiednika, który wielu ma penitentów, a pewnie i sam wyczuje wodolejstwo; a przede wszystkim - szanuj Boga i potraktuj Go na serio. On nie czeka na formułkę i recytowane z bezbłędną wprawą te same grzechy od x lat, wyćwiczone. Tu najważniejszy jest żal za te grzechy i mocne postanowienie poprawy. Bóg czeka na wszystkich, ale tych którzy przychodzą, bo tego chcą, bo tego potrzebują, bo mają motywację, a nie ot tak. Czy zniechęcam? Nie, wręcz przeciwnie - zachęcam do porządnego przygotowania i dobrego przeżycia tej spowiedzi. Żeby ona była po prostu ważna.
W Wielki Piątek pójdziemy pod krzyż, pewnie w gronie całej wspólnoty parafialnej (zwykle jest tylko jedno nabożeństwo, dla wszystkich). Postarajmy się iść tak, jak iść powinniśmy - radośnie wspominając te brutalne i krwawe wydarzenia, które przecież doprowadzą na końcu do chwili, która dla każdego z nas - paradoksalnie - tchnie nieporównywalną z niczym nadzieją. Idźmy krzyżową drogą tak, aby słowa setnika były dla nas inspiracją przez cały jej czas - a nie tylko jako błyskotliwe i słuszne zakończenie, morał czy wniosek. A jednak. Przez krzyż do zwycięstwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz