Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

piątek, 16 marca 2012

Odszedł ks. Stasiu

W chwili, kiedy to piszę, trwają uroczystości pogrzebowe. Bo w sobotę 09.12.2012 r. odszedł ks. prałat Stanisław Dułak, przez większość znanych mi osób nazywany po prostu "ks. Stasiem". 

Człowiek w sumie młody, bo niespełna 64-letni. Fakt, od lat chorował, dlatego w 2004 r. odszedł ze stanowiska proboszcza parafii św. Michała Archanioła w Sopocie, na czele której stał 15 lat. 28 maja tego roku obchodził by 40. rocznicę święceń kapłańskich. Nie dożył. 

Ja poznałem go w roku 2007. Człowiek na pewno specyficzny na swój sposób, ale we wszystkim bardzo bezpośredni, szczery, radosny. Zawsze nierozłączny ze swoją tabakierką. Samą swoją obecnością wprowadzał radość i wywoływał uśmiech na twarzy, także swoim donośnym głosem. Uwielbiany jako kaznodzieja - z bardzo charakterystycznym sposobem wypowiadania się, niebywałą lekkością słowa, zawsze z polotem, zawsze pięknie, zawsze na temat, zawsze z głowy (nigdy z kartki). Słuchając kazań - jego i ks. prałata Franciszka Cybuli - zawsze odnosiłem wrażenie: tak, młodzi księża także potrafią mówić dobre kazania, ale to nie to samo co ich kazania, księży starej daty. Zawsze dla człowieka miał dobre słowo, czas, potrafił zarażać swoją pogodą ducha.

W sierpniu 1980 r. zaangażował się, obok ks. Henryka Jankowskiego, w posługę kapłańską w Stoczni Gdańskiej. A tak naprawdę to on odprawił pierwszą Mszę Świętą dla stoczniowców. W latach 80. wspierał śp. ks. Jerzego "Kargula" Kuhnbauma w budowie kościoła, słynnego Blaszaka, na gdańskiej Żabiance. Wieloletni proboszcz i dziekan w Sopocie, kapelan Sanatorium MSWiA w Sopocie, duszpasterz rzemieślników i pomysłodawca sopockiej mszy kaszubskiej (jeden z niewielu księży, którzy w j. kaszubskim odprawiali Msze). 

Wieloletni przyjaciel bp. Karola Wojtyły, gdy ten nie był jeszcze metropolitą krakowskim - wspierał budowę kościoła na Krowodrzy, jeżdżąc do pomocy na budowie z młodzieżą z Gdańska. Z tamtego okresu pochodziła także, trwająca do końca, przyjaźń ks. Stasia z jego imiennikiem - sekretarzem ówczesnego biskupa krakowskiego, później kardynała i papieża Jana Pawła II - Stanisławem Dziwiszem, dzisiaj kardynała i metropolity krakowskiego. To nie czas i miejsce, ale słyszałem swego czasu historię o tym, jak to nie kto inny, jak ks. Stasiu, zwracał się do papieża z prośbą o modlitwę za ciężko chorą osobę, która została później uzdrowiona... dokładnie w momencie, gdy (jak się okazało) papież modlił się za tę osobę. 

I tak dla mnie - pamiętam, gdy pożyczył mi książkę dr. Wandy Półtawskiej "Beskidzkie rekolekcje". To z niej właśnie wziął się tytuł tego bloga "było, więc jest... zawsze w Bożych rękach". I dzisiaj to ty, księże Stasiu, wróciłeś w Jego ręce, którym zawierzyłeś, które cię prowadziły i którymi błogosławiłeś ludzi. Odpoczywaj w pokoju. 

Michał Rusinek, sekretarz noblistki Wisławy Szymborskiej, na jej pogrzebie mówił, że pewnie - sądząc po upodobaniach zmarłej - siedzi teraz w Niebie, pije kawę, pali papierosa i słucha Elli Fitzgerald. A ty, księże Stasiu? Pewnie z tabakierką, a co... 

Na marginesie - w tym tygodniu w naszej diecezji zmarło 2 księży. 

2 komentarze:

  1. Na przełomie lat 80 i 90 jeździłem do Żabianki jako opiekun z niepełnosprawnymi. Spaliśmy w salkach przy "Blaszaku". Nie wiedziałem, że ks. Kargul już nie żyje. Nie wiedziałem też, że nie nazywał się Kargul. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Poczytaj nieco na http://www.odkupiciel.net.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=14&Itemid=29 tam jest też kilka linków. Kargul nie żyje już prawie 7 lat...

    OdpowiedzUsuń