Już tamtego dnia (w dniu pogrzebu) czuliśmy unosząca się woń świętości, a Lud Boży na różne sposoby okazywał swoją cześć dla Jana Pawła II. Dlatego chciałem, aby – przy koniecznym poszanowaniu prawa Kościoła – jego proces beatyfikacyjny przebiegał w sposób możliwie najszybszy. I oto nadszedł oczekiwany dzień; przyszedł szybko, ponieważ tak podobało się Bogu: Jan Paweł II jest błogosławiony.
W te słowa Benedykta XVI, w tę wczorajszą uroczystość przedpołudniową na Placu św. Piotra w Rzymie wpatrywały się chyba oczy całego świata. W 6 lat i miesiąc po śmierci, po wręcz ekspresowym procesie beatyfikacyjnym - Kościół autorytetem papieża, bezpośredniego następcy zmarłego, zachowawszy wszelkie procedury i wymogi, formalnie potwierdził świętość Karola Wojtyły, polskiego papieża Jana Pawła II.
Tymi słowami, które zacytowałem powyżej, Benedykt XVI nie tyle zadeklarował pewną prawdę, co wyraził wiarę w to, co wielu z nas (większość?) wierzyła już za życia nowego błogosławionego. Że, przy całej słabości i ludzkiej ułomności, grzeszności, w stopniu heroicznym wykazał się cnotami chrześcijańskimi, żył na co dzień Bogiem, przybliżał tego Boga w sposób niespotykany dla dotychczasowych następców św. Piotra ludziom nie tylko wierzącym, nie tylko katolikom i chrześcijanom, ale całemu światu; swoją bezpośredniością, troską o dobro, prawa i poszanowanie każdego człowieka, bez względu na kolor skóry, przekonania czy status społeczny. Że starał się być nie tylko widzialną głową Kościoła, hen, gdzieś tam na złotym tronie, w otoczeniu wielkiej i dostojnej świty - ale z ludźmi, dla nich i przy nich, niestrudzenie przemierzając świat, docierając na wszystkie kontynenty, aby nie tylko słowem nauczania, ale bezpośrednio swoją obecnością upominać się o prawa człowieka, o godność ludzką, o poszanowanie dla wiary, swobody religijne. A w tym wszystkim był tak bardzo autentyczny, ludzki, zwyczajny, normalny - zero wyniosłości, pychy, wywyższania się, dumy. Apostoł Bożego Miłosierdzia, którego orędzie - za pośrednictwem propagowania objawień s. Faustyny Kowalskiej (sam ją i beatyfikował, i kanonizował) - ogłosił światu, ustanowił II niedzielę wielkanocną Niedzielą Miłosierdzia; i tego właśnie dnia Kościół wyznał wiarę w jego świętość.
Każdy z nas pewnie mógłby powiedzieć, podzielić się jakimś swoim doświadczeniem, przemyśleniem dotyczącym Jana Pawła II. Niektórzy - i wcale tak nieliczni, dzięki jego otwartości - mieli tę łaskę i mogli się z nim zetknąć bezpośrednio. 17.02.2004 w dość niespodziewanych, nawet dla naszej grupki w Rzymie, okolicznościach byliśmy na prywatnej audiencji u papieża, w jego bibliotece w Pałacu Apostolskim. Miało być jedno wspólne zdjęcie... a skończyło się na tym, że każdy podchodził bezpośrednio do fotela, otrzymywał różaniec papieski i jego błogosławieństwo. Przytłaczał mnie tam - skrzywiony, przygnieciony chorobą, a jednak na swój sposób wielki, tytan modlitwy i wiary, z którego dosłownie biła wielka siła. Śmieję się, bo papież powiedział mi - co mogę powiedzieć teraz otwarcie - iż zostanę kapłanem (co uważam za koronny dowód - hehe - na to, że dogmat o papieskiej nieomylności to pomyłka :P), życzył wytrwałości. Niesamowita chwila - trwało to może z minutę, ucałowana dłoń, to przejmujące, świdrujące jakby człowieka na wylot spojrzenie też człowieka, ale któremu Bóg pozwolił zajrzeć do serca, do duszy tych, z którymi się stykał.
Jan Paweł II sam podczas jednej z wizyt w Polsce prosił: "Módlcie się za mnie za życia mojego i po śmierci”. Dotychczas modliliśmy się o jego beatyfikację, i za niego. Teraz - a pewnie sporo z nas (ja też) już wcześniej - możemy modlić się do niego. Wierząc, że - nie od wczoraj, od beatyfikacji, ale od tamtego 02.04.2005, żyje w szczęśliwości wiecznej, po prawicy ojca.
Dobrze by było, gdyby na modlitwie - wyciąganiu rękę, wypychając przed Boga Jana Pawła II - się nie kończyło. 27 lat jego pontyfikatu dało nam dużo więcej, niż tylko przykład żywej wiary i autentycznego życia chrześcijańskiego - genialne pisma, listy, adhortacje i encykliki, o tekstach zwykłych przemówień nie wspominając. To ogromne dziedzictwo, niestety, dziś zaniedbywane. Papież widział, że tłumy na pielgrzymkach - tak - ale żeby go słuchać i realizować jego naukę - już gorzej (nie bez powodu w czasie pielgrzymki w 1991 dosłownie grzmiał do Polaków, chyba jedyny raz, gdy u progu wolności zdawali się zapominać o tym wszystkim, o co za komuny walczyli). Niech więc nasza fascynacja Janem Pawłem II, a teraz już także jego kult nie kończą się na flagach, plakatach, obrazkach i innych gadżetach, Barce i kremówkach - ale sięgajmy i czerpmy z tego wielkiego dziedzictwa myśli, jakie nam pozostawił. Nie po to, aby się kurzyło na półkach, ale by do niego wracać.
Ciekawe, ile czasu upłynie do kanonizacji? Kiedy otwarcie procesu?
człowieku, nie ma takiego czegoś jak proces beatyfikacyjny, jest tylko proces kanonizacyjny, a beatyfikacja jest jego częścią... to, że mówią tak w telewizji nie znaczy, że tak jest :-) radzę poczytać.
OdpowiedzUsuń