Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

wtorek, 22 grudnia 2015

Zmarł o. Jan Góra OP

W dobie internetu informacje rozchodzą się bardziej niż szybko - wiedziałem już wczoraj. Mniej więcej o tej porze podano publicznie informację o śmierci o. Jana Góry OP (1948-2015). Parafrazując ks. Adama Bonieckiego w kontekście jego książki "Abonent czasowo niedostępny" - do listy takich abonentów, którzy przeszli już na drugą stronę, doszedł kolejny - w mojej ocenie wielki - człowiek. Zmarł - i "umarła" na jakiś czas dominikańska www, serwer kaznodziejów nie wytrzymał ilości wejść... 


Nazwisko pewnie gdzieś tam każdemu się kołacze w głowie, szczególnie jeśli zestawić je z jowialną i dobrotliwą twarzą, opatrzoną siwą czupryną - a całość w białym habicie. "Człowiek od Lednicy". 

Rocznik 1948, w Zakonie Kaznodziejskim już od 1966 r., śluby wieczyste złożył w 1972 r., święcony 2 lata później. Z 41 lat kapłaństwa jakieś 39 spędził w Poznaniu, właściwie jako duszpasterz akademicki przez całe życie (wcześniej lata 1974-1976 spędził w Tarnobrzegu). "Człowiek od młodych". 

Polska poznała go szerzej i zaistniał medialnie, gdy w 1997 r. zaangażował się w dzieło swojego życia: nad Jeziorem Lednickim wybudował stalową bramę w kształcie ryby – znaku pierwszych chrześcijan. Obrazek, jaki zna dzisiaj pewnie większość, niewierzących i wierzących. Wydarzenie, event, które od kilkunastu lat gromadzi całe rzesze młodych ludzi w I sobotę czerwca na wspólnej modlitwie i uwielbieniu Boga (od jakiegoś czasu także mające odpowiednik dla starszych - Lednicę Seniora). Całkowicie oddany w organizację Lednicy, twórca ośrodka duszpasterstwa młodzieży Dom św. Jacka w Jamnej. Stworzył tam również... pustelnię św. Marii Magdaleny, którą bardzo cenił (dla mnie - wow! - człowiek, który również interesował się św. Charbelem! - napiszę o nim, postaram się niedługo, zbieram się już od jakiegoś czasu, ale nie wychodzi). 

Co jest ciekawe - a o czym nie wszyscy wiedzą i nawet teraz nie wszędzie się mówi - nie zawsze było o. Janowi po drodze z hierarchią kościelną w naszym kraju. Początkowo jego inicjatywa wcale nie budziła zachwytu, o czym napisał ks. Adam Boniecki MIC. Jak wspomina bp Edward Dajczak:
Ceniłem w tym człowieku coś bardzo ważnego. On miał odwagę  robić rzeczy, których wielu ludzi robić się bało. Tworzył niepowtarzalną historię Kościoła, dlatego w Kościele w Polsce nie zawsze było mu łatwo znaleźć się z tym wszystkim. 
Duże znaczenie miała osoba ówczesnego ordynariusza - abp. Henryka Muszyńskiego - który najwyraźniej aprobował działania dominikanina. Pewną, hm, słabość, a na pewno estymą darzył o. Jana św. Jan Paweł II, który zaaprobował tę inicjatywę, błogosławił Lednicę z lotu ptaka. Efekt? Zaczęli się tam pojawiać hierarchowie kościelni, z młodymi jeździ tam tłum księży. Wydarzenie opisywały media katolickie z każdej możliwej "strony" - teksty w Tygodniku Powszechnym, reportaże i relacje w TV Trwam. Uniwersalność, która docierała wszędzie. 

O jego skromności i dystansie do samego siebie świadczyły pięknie te słowa:
Zapytano Go kiedyś, jaki byłby Kościół, gdyby każdy duchowny był na miarę Jana Góry? „Byłby nie do zniesienia i nie do wytrzymania. Jeżeli mnie samemu ze sobą jest tak ciężko, to aż strach pomyśleć, co by było, gdyby wszyscy byli tacy sami” – odparł.
Niesamowicie bezpośredni, skuteczny po prostu w tym co robił, jak pisze Marcin Jakimowicz:
Był bezczelny. Pamiętam, jak wparzył kiedyś bez zapowiedzi do Wydawnictwa św. Jacka i od drzwi wypalił: „Ile książek dacie mi dla mojej młodzieży?”. Na tak postawione pytanie trudno było dać odmowną odpowiedź. Bez tej bezczelności nie byłoby jednak Hermanic, Jamnej i wielotysięcznych spotkań pod Rybą…

Zresztą cały powyższy tekst daje konkretny obraz zmarłego, bo autor sporo miejsca oddał na wypowiedzi samego o. Jana. 

Paradoks - dzień przed śmiercią wygłosił homilię na Mszy Świętej z okazji 50-lecia święceń kapłańskich o. Karola Meissnera OSB, zarejestrowaną w całości. Czy wiedział, że zbliża się jego czas? Że przed nim ostatnia noc na tym świecie? Zakończył ją bardzo krótko, ale jak wymownym cytatem: Jestem Twój. Więc zbaw mnie. Amen! U Boga nie ma przypadków. Wierzę, że go wysłuchał. 

O. Jan Góra zmarł 21 grudnia o godz. 19.33 w Poznaniu. Zasłabł w trakcie odprawiania Mszy Świętej  a podjęta reanimacja nie przyniosła efektu. Przyczyną śmierci było ustanie akcji serca i obrzęk płuc. Umarł "na służbie" - dosłownie, przy ołtarzu. Trudno o piękniejsze odejście dla kapłana. I to jeszcze u zwieńczenia czasu Adwentu. 

Co będzie dalej? Życie się potoczy. Mam nadzieję, że dzieło związane z Lednicą i Jamną przetrwa wraz z duchem o. Góry i będzie pięknie kontynuowane. Oby. 

Pewnie w internecie milion zdjęć o. Góry można znaleźć. To jakoś mi pasuje do jego odejścia, nie wiem, czemu. 


Dzisiaj modlę się za o. Jana i każdego czytającego te słowa o to proszę. Ale jestem dziwnie spokojny, że to bardziej on z góry modli się ze mną, i za mnie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz