Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

czwartek, 15 maja 2014

Jakubkowe ślubowanie i granie

Mało czasu, miałem to już napisać z tydzień temu. Wyszło jak zwykle. 

10 maja ślubowali sobie Agnieszka i Tomek. Ją znam od lat... pewnie ok. 20, co przy łącznie 19 oznacza całkiem sporo - wspólne śpiewanie w jednym zespole przez szereg lat. Tomka poznałem jako jej chłopaka kilka lat wstecz. Agnieszka - jeszcze bez Tomka - była na naszym ślubie. Jakiś czas temu przyjechali z zaproszeniami. Ostatnia panna w zespole :) choć sam zespół już od dobrych 5 lat nie istniał. Poprosili o to, żeby im zagrać i zaśpiewać - co na początku im odradzaliśmy, w końcu tyle przerwy, ale nie dali sobie wytłumaczyć. 

Nasze jedyne zespołowe małżeństwo, które w międzyczasie przysłowiowym wyemigrowało do Wielkiej Brytanii, przyleciało specjalnie na tę okazję. Tydzień przed ślubem był dość intensywny - praktycznie co drugi dzień próby. Na początku trema - jak to wyjdzie, umiejętność nie wykorzystywana, jak powszechnie wiadomo, zanika. A jednak, wychodziło całkiem, całkiem - instrumentaliści nie zapomnieli, jak się gra, a i nam śpiewanie szło dość dobrze. Teksty w sumie były niepotrzebne - obydwoje znaliśmy je na pamięć. 

Same próby - po kilka godzin w kościele, gdzie nie wiadomo ile łącznie kiedyś czasu spędziliśmy razem, o różnych dziwnych porach i w bardzo różnych na przestrzeni lat składach - były niesamowite, mimo że przede wszystkim męczące dla mnie, jako że dodatkowa sprawa po zwykłym dniu pracy. Niesamowita sprawa - wszystko się w tej mojej rodzinnej parafii zmieniło, tylko kościół ten sam. I worek wspomnień związanych raz z tym miejscem, dwa z tymi ludźmi. A gdzieś w tym wszystkim - takie "dzięki, Jezu" za ten dar, że choć grać nie umiem praktycznie na niczym, to dał ten głos i pozwolił z niego taki dobry użytek robić. 

W piątek, dzień przed ślubem, wpadłem na Mszę świętą do katedry. Kurczę, jak za dawnych czasów - tylko przy ołtarzu, obok mnie, dzieciaki jakieś takie młode, że w sumie niewiele starsze od mojego Domika. I co? Bóg ma poczucie humoru - 25-lecie ślubu. Kazań proboszcza fanem nie jestem, ale to bardzo mi się podobało. Bo mówił dość prosto o miłości i zwycięstwie ludzi, którzy z perspektywy ćwierćwiecza mogą powiedzieć teraz: udało się, wygraliśmy tę miłość w sobie i to życie. Razem z rodziną, przyjaciółmi, trójką synów. Piękne. 

Sama Msza ślubna wyszła idealnie - w ogóle. Choć, oczywiście, próba przed pozostawiała pewne wątpliwości, jak to będzie. Ks. Tomek odprawiał ostatecznie sam, ks. Krzysiek nie dotarł (uroki wiejskiego probostwa, jak zastępstwa nie znajdzie...). Kazanie było takie jego - ja to nazywam, może nieco ironicznie, "co wam powiem, to wam powiem, ale wam powiem" - i też obudziło wiele wspomnień, bo on sam nawiązywał do wielu rzeczy i czasu, jaki w tej parafii spędził. On tuż po święceniach (wow! to już 15 lat), my akurat jako kandydaci do bierzmowania zaczynaliśmy grać. Dużo spólnych chwil, wyjazdów (łażenie po Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, pierwsze kroki pielgrzymki rowerowej na Jasną Górę - dzisiaj olbrzymiego przedsięwzięcia), spotkań towarzyskich. Kawał życia, po prostu. Tu on się uczył kapłaństwa - a my dojrzewaliśmy, ucząc się siebie, dochodząc do tego, co kto chce w życiu robić, a przy tym spotykaliśmy się w tym oliwskim Jakubku na mszach najpierw młodzieżowych, potem akademickich. Może to zabrzmi jak slogan, ale takie duszpasterstwo, jak nasze - na ile widzę i słyszę, jak tam czasami wracam - już nie powstało. Z jednej strony miło, z drugiej - szkoda, przecież i księża i ludzie młodzi są, parafia działa, więc w czym jest problem?

Młodzi byli bardzo opanowani, i widać, że strasznie się cieszyli. Z uwagą słuchali z jednej strony o tym, jakie ich małżeństwo powinno być, aby było dobre, ale też jakie na pewno czasami będzie, bo przecież każdy z nas jest tylko człowiekiem, ze wszystkimi tego konsekwencjami. To były słowa proste - ale chyba takie powinni słyszeć zakochani, narzeczeni czy wreszcie ci, którzy zamierzają sobie przysięgać i wiązać węzłem małżeńskim - bo mam wrażenie, że im mądrzej się mówi, tym więcej jest nieporozumień, tym mniej odbiorca rozumie i tym więcej jest pustych frazesów zamiast mówienia o podstawach, o tym, co najważniejsze. Ty, ja i Bóg. Razem połączeni miłością z tego samego źródła - od Niego - pochodzącą, którą mamy sobie nawzajem doskonale wyrażać i w której jesteśmy powołani, aby wzrastać. Przechodzenie od motyli w brzuchu, zauroczenia i zakochania do dojrzałej miłości - tak, po prostu tego, co przychodzi (a nie, jak mówią, "zostaje" jakby to była jakaś tragedia), kiedy fajerwerki się kończą i zaczyna życie z całą jego prozą. Nic w tym trudnego, że człowiek odmienia słowa "miłość" i "kocham" przez wszystkie przypadki, kiedy jest fajnie i magicznie prawie - sztuką jest tę miłość odnajdywać w sobie, kiedy przychodzi wspólne życie, rodzina, dom, dzieci. Ta prawdziwa miłość jest dopiero wtedy, dopiero wtedy ją poznajemy, zauważamy i uczymy się nią żyć - rezygnując z różnych zachcianek, egoizmu, na rzecz tego, aby ta druga połówka była szczęśliwa, aby moje szczęście nie było sobie gdzieś tam obok kosztem jej szczęścia, ale żeby nasze szczęścia odnajdywały się w sobie i tworzyły razem nasze wspólne szczęście. Dla mnie wręcz urocze były też słowa, w których kaznodzieja wprost ostrzegał teściów przed wtrącaniem się w życie młodych (heh, mam wrażenie, że to w kontekście mamy Agi - ale może się mylę? :)) - że mają posłuchać, kibicować i towarzyszyć, ale nigdy się nie wtrącać, bo rozgrzeszenia nie dostaną :) 

Oczywiście, nie obyło się bez emocji - kiedy ks. Tomek nagle w połowie obrzędu małżeństwa wymyślił śpiewanie czegoś, o czym zapomniał nas uprzedzić :) Cóż, potem przyznał się, że zrobił to celowo. Świetny sposób błogosławienia obrączek - Agnieszka je trzymała w dłoni, a Tomek podtrzymywał od dołu jej dłoń. Sami sobie nawzajem poślubieni, przyjęli ten zewnętrzny znak, który o tej przysiędze ma przypominać. To jest proste jak drut - po co jest obrączka? Właśnie po to, żeby człowiek - jak mu głupoty po głowie chodzą (jemu, jej) - spojrzał na ten kawałek żelastwa na palcu i się opamiętał. Właśnie dlatego wypisujemy tam najczęściej swoje imiona i datę ślubu. Żeby pamiętać o tym, że ślubowałem, i komu ślubowałem. 

A potem - zabawa do rana, w gronie ludzi, spośród których z niektórymi nie rozmawiałem od lat pewnie ok. 10. Bardzo fajne doświadczenie. Znowu, dużo wspomnień, fajnych rzeczy w pamięci - a równocześnie zrobiło się nad tak naprawdę dwa razy tyle, bo większość już z żonami/mężami, nieliczni z sympatiami. Życie zaskakuje i toczy się dalej, dość szybko, ale daje właśnie takie momenty, kiedy człowiek w fajnym gronie może powspominać. 

Nie wiedziałem, co młodym powiedzieć w formie życzeń - więc podparłem się wierszykiem o. Knabita, który zresztą jest na blogu: "Człowiek się z człowiekiem spotkał, / Bóg sam drogę wskazał. / Oto nowa życia zwrotka, / Człowiek się z człowiekiem spotkał. / Można śmiało dalej kroczyć / Serce niosąc światu w darze – / Człowiek się z człowiekiem spotka - / Bóg sam drogę wskaże". Życzyliśmy im, żeby z tego - nieprzypadkowego, bo przez Niego zainspirowanego, spotkania wypłynęło dla nich i ich zakładanej rodziny samo dobro, szczęście i miłość. To ich nowa życia zwrotka i tylko od nich zależy, jaka ona będzie - a my będziemy kibicować, żeby z tego wyszedł przebój :) 

I jeszcze jedno - tak na marginesie. Już pomijając to wszystko u góry - co spotkało mnie w bardzo konkretnym momencie życia i czego nie mogę chyba odczytywać inaczej, jak pewnego znaku i kopa od Niego - pojawiły się ostatnio problemy finansowe. I co? I nic. Jakby dosłownie z nieba spadło - nie dużo, ale tyle, że wystarczyło. Przypadkowo, można powiedzieć, ale przypadków nie ma - szczególnie jak jakiś urząd oddaje ci pieniądze :) W tym kontekście - warto poczytać w archiwum GN - był nie tak dawno tekst o tym, że nie ma nic złego w modlitwie o pieniądze, o ile chodzi o środki na sprawy ważne i istotne, a nie widzimisię. Popieram w pełni i mogę powiedzieć - to działa :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz