Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

piątek, 21 marca 2014

Stacja 3 - upadek pierwszy z wielu

Nie dziwię się, że upadł.

Wcale nie było tak, że ciążyło tylko drzewo krzyża - ten namacalny po ludzku ciężar. Jezus na swoich barkach nigdy nie niósł tylko tej suchej, kaleczącej skórę belki. W tym momencie, na tej stromej drodze na Kalwarię ważyły się losy całego świata, odgrywał się dramat jedyny w swoim rodzaju w całej historii ludzkości. Na ramionach Zbawiciela zawisły grzechy wszystkich ludzi - tych, którzy przed nim trafili do otchłani, tych, którzy dosłownie złorzeczyli Mu w tym czasie, plując i obrzucając go kamieniami, i wszystkich późniejszych ludzi, aż do teraz, i aż do końca świata. Ciężar duchowy o niewyobrażalnym rozmiarze, nie do udźwignięcia dla zwykłego człowieka. 

Dlatego upadł. Był przecież tak samo człowiekiem, jak każda z tych osób, których grzechy zostały na niego włożone. W tym tak bardzo upodobnił się do nas - ile razy dzisiaj, w tym tygodniu upadłem? To nic złego, to część tej ludzkiej natury. W Bogu jesteśmy powołani do tego, aby powstawać - i tym mamy się wyróżniać od innych ludzi w sensie pozytywnym, być dobrym przykładem. Walczyć, ciągle od nowa, do skutku. Każdego dnia, w każdej godzinie. Świadomi swojej małości i bylejakości - ale wytężający siły i pragnący z całego serca dotrzeć do celu. Zmartwychwstania. 

Tak, jak On, który powstał i szedł dalej. Aby pozwolić się zabić - ale przede wszystkim, aby przez to zwyciężyć każdy grzech, zmartwychwstając. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz