Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

środa, 4 stycznia 2012

Życiowe rozmodlenie i pokój serca

Pasterze pośpiesznie udali się do Betlejem i znaleźli Maryję, Józefa i Niemowlę, leżące w żłobie. Gdy Je ujrzeli, opowiedzieli o tym, co im zostało objawione o tym Dziecięciu. A wszyscy, którzy to słyszeli, dziwili się temu, co im pasterze opowiadali. Lecz Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu. A pasterze wrócili, wielbiąc i wysławiając Boga za wszystko, co słyszeli i widzieli, jak im to było powiedziane. Gdy nadszedł dzień ósmy i należało obrzezać Dziecię, nadano Mu imię Jezus, którym Je nazwał anioł, zanim się poczęło w łonie Matki. (Łk 2,16-21)
Biegamy, spieszymy się ciągle, nie nadążamy, gonimy, nadrabiamy... Ciągle za mało czasu, za dużo spraw na głowie. W tym wszystkim nietrudno o zagubienie odpowiedniej perspektywy, utratę ostrości widzenia, uśpienie ducha czuwania w kontekście podejmowanych decyzji. Efekt - łatwy do przewidzenia - to po prostu pomieszanie z poplątaniem, skupianie się na sprawach małych przy jednoczesnym pominięciu tych kluczowych. 

Sedno i przesłanie tych niedzielnych tekstów (w tym tygodniu poślizg większy niż zwykle...) powtarza się, jak taki piękny refren, w wielu miejscach ewangelii. Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu. Nic dziwnego, że Kościół odczytuje taki właśnie fragment nie tylko u progu nowego roku (01 stycznia), ale przede wszystkim w liturgiczną uroczystość Świętej Bożej Rodzicielki Maryi. W pewnym sensie - uroczystość rodzicielstwa Maryi, które świętujemy. Pewnie można założyć, że Maryja mogła, miała prawo zareagować zupełnie inaczej. Anioł zwiastował wam, pasterzom, o moim dziecku? Wspaniale! Genialnie! To wszystko potwierdza! Wielki optymizm, radość, być może nawet euforia. Żadnego zapisu o takim zachowaniu nie ma. Po prostu zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu. Po prostu modliła się, polecając, ofiarowując Bogu i dziękując za wydarzenia, które stawały się jej udziałem. Tylko tyle? Wystarczy. 

Maryja odkrywała głębię życia nie w powierzchownych spontanicznych reakcjach na poszczególne wydarzenia, ale w głębokiej modlitewnej refleksji nad tym, co ją otaczało. Obserwowała świat wokół, ludzi obok i siebie samą. Nie w jakiś celach naukowych czy statystycznych. Dla zrozumienia tego, co robi, jak robi i przede wszystkim - dlaczego. Dopiero wtedy, gdy sięgasz do środka, zastanawiasz się nad pobudkami i motywacjami, zaczynasz się kontrolować. Owszem, w spontaniczności nie ma nic złego, jest nawet wskazana - ale nie w każdej sprawie. Trzeba umieć połączyć autentyczność i lekkość wyboru ze świadomością tego, co się wybiera, i jak się wybiera. Życie Maryi nie było usłane różami - o czym mogła się później przekonać - a jednak, ona ciągle trwała, zachowywała wszystko i rozważała. Mierzyła się z tym, co ją spotykała, nie uciekała od rzeczy nawet najtrudniejszych. 

Maryja po prostu wybrała i konsekwentnie się swojej decyzji trzymała. To była jej decyzja, to wszystko było konsekwencją jej wolnej woli, której dała wyraz w rozmowie z archaniołem Gabrielem, kiedy wypowiedziała swoje "bądź wola Twoja", swoje "fiat". Warto to sobie uświadomić. Tu nie było przymusu. Nie bez powodu przysłowie mówi, że z niewolnika nie ma pracownika. Do tego nawiązał też Paweł w niedzielnym II czytaniu, gdzie mówi (całość, bo krótkie): 
Gdy nadeszła pełnia czasu, Bóg zesłał swojego Syna, zrodzonego z niewiasty, zrodzonego pod Prawem, aby wykupił tych, którzy podlegali Prawu, abyśmy mogli otrzymać przybrane synostwo. Na dowód tego, że jesteście synami, Bóg wysłał do serc naszych Ducha Syna swego, który woła: Abba, Ojcze! A zatem nie jesteś już niewolnikiem, lecz synem. Jeżeli zaś synem, to i dziedzicem z woli Bożej. (Ga 4,4-7)
Prawdziwa wiara i miłość ku Bogu może zrodzić się tylko w wolności. Przynosi ją do człowieka posłany do każdego Boży Duch. Jeśli tej wolności brakuje, to jakiekolwiek przejawy wiary - słowa, deklaracje, symbole, postawy - pozostają pustą formą, nieporozumieniem, marnowaniem czasu i wprowadzaniem siebie samego w błąd. Bóg nie chce wiary, do której nas przymusza. Bóg czeka na odpowiedź na Jego miłość, na Jego zaproszenie - a ono może być udzielone tylko w pełni wolności i swobody serca człowieka. Konsekwencja, taka jak Maryi, to postawa dzisiaj bardzo niepopularna, na każdym kroku lansuje się "poprawność", nie tylko polityczną, w imię której należy się zawsze za wszelką cenę dostosować do okoliczności, broń Boże za dużo nie mówić i nie obstawiać na swoim, po prostu dostosować się do reszty, czy ta reszta jakąkolwiek rację ma, czy też nie. Jednak tylko w takiej postawie można szczerze się modlić, naprawdę rozważać i zachowywać w sercu sprawy najważniejsze. 

Ten pierwszy dzień roku, a jednocześnie uroczystość maryjna, to także Światowy Dzień Pokoju. Bo tylko w prawdziwej Bożej wolności może rozwijać się ten jedyny, trwały, zbudowany na dobrym fundamencie pokój. Żaden ludzki, "święty spokój". Boży pokój, który - choć dany wszystkim - może zamieszkać i nadać nową jakość jedynie sercu człowieka uporządkowanego, konsekwentnego, który widzi, co się dzieje, potrafi wybierać to, co dobre, i zachowywać to w sercu. Boży pokój, który wypełniał serce Matki Bożej. Boży pokój, który przez wszystkie radości i smutki jej bardzo trudnego życia doprowadził ją do pięknego zakończenia tego życia. Życia trudnego, ale dobrego, owocnego. Takiego pokoju życzę każdemu, nie tylko w Nowy Rok, nie tylko w tym roku - już zawsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz