Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

środa, 10 sierpnia 2011

Błogosławione wyczucie

Jezus powiedział do swoich uczniów: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity. Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne. A kto by chciał Mi służyć, niech idzie na Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec. (J 12,24-26)
Czy Jezus piętnuje radość z życia, korzystanie z niego, oczywiście w racjonalny sposób? Nic bardziej mylnego. Można być człowiekiem szczęśliwym i czerpiącym z życia to, co jest naprawdę dobre i pożyteczne, będąc równocześnie człowiekiem wierzącym. A nawet wręcz - trudno było by być człowiekiem szczęśliwym i czerpiącym z życia to, co jest naprawdę dobre i pożyteczne, gdyby człowiek nie opierał się na solidnym fundamencie, nie bazował na precyzyjnej i przejrzystej hierarchii wartości. 

Bo prawdziwa radość życia to obumieranie. Człowiek czerpie największą radość z tego, że daje - a największą, gdy ofiarowuje dar z samego siebie. Wiele w nas egoizmu - sam dobrze o tym wiem, to chyba moja największa wada - ale dopiero naprawdę bezinteresowne dawanie raduje serce człowieka jak nic innego. Tu nie chodzi o nic spektakularnego, ale wkładanie serca w to, przed czym staje na co dzień - nauka, praca, rodzina, relacje z ludźmi. Nic wyjątkowego - poza autentycznością w tym, co zwyczajne i życiowe. Takie obumieranie to dopiero jest owocowanie.

Pojęcie złotego środka bardzo tutaj pasuje. Do tego, aby przynieść dobry plon, potrzebne jest wyczucie, umiar. Żadne cierpiętnictwo, ani też żadne niewłaściwie, przesadnie rozumiane korzystanie z życia. Ta nienawiść, którą widzimy w tym tekście, to nic innego niż dystans i zdrowe podejście do spraw doczesnych. One same w sobie nie są złe, wszystko zależy od tego, kto i jak do czego je wykorzystuje. Jeśli robię z nich dobry użytek, pomagam z ich  użyciem innym, czynię świat lepszym - wtedy wszystko gra. Taka zdrowa, zdystansowana nienawiść.

Taka zdrowa nienawiść to właśnie pójście za Nim. Oczywiście, są tacy, którzy decydują się na dosłowne prawie porzucenie świata, wybierając drogę doskonałości życia zakonnego. To też możliwość. My jednak, w większości, świeccy i duchowni żyjący w świecie, musimy z tym światem sobie radzić. Także obumierając, gdy to potrzebne. Dając z siebie, pozornie tracąc, aby zyskać w tym ostatecznym rozrachunku, życiowym podsumowaniu. Nienawidząc tego, co tak bardzo ludzkie i materialne, że odwraca uwagę od celu życia człowieka wierzącego. 

Błogosławione wyczucie, ot co. Podstawa postawy dobrego sługi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz