Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

czwartek, 3 czerwca 2010

CHLEB ŻYCIA NA ULICACH

Jezus opowiadał rzeszom o królestwie Bożym, a tych, którzy leczenia potrzebowali, uzdrawiał. Dzień począł się chylić ku wieczorowi. Wtedy przystąpiło do Niego Dwunastu mówiąc: Odpraw tłum; niech idą do okolicznych wsi i zagród, gdzie znajdą schronienie i żywność, bo jesteśmy tu na pustkowiu. Lecz On rzekł do nich: Wy dajcie im jeść! Oni odpowiedzieli: Mamy tylko pięć chlebów i dwie ryby; chyba że pójdziemy i nakupimy żywności dla wszystkich tych ludzi. Było bowiem około pięciu tysięcy mężczyzn. Wtedy rzekł do swych uczniów: Każcie im rozsiąść się gromadami mniej więcej po pięćdziesięciu! Uczynili tak i rozmieścili wszystkich. A On wziął te pięć chlebów i dwie ryby, spojrzał w niebo i odmówiwszy błogosławieństwo, połamał i dawał uczniom, by podawali ludowi. Jedli i nasycili się wszyscy, i zebrano jeszcze dwanaście koszów ułomków, które im zostały. (Łk 9,11b-17)
Postawa uczniów w tej sytuacji była zrozumiała. Świetnie - ludzie szli za Nim, z nimi, słuchali Go, i jakoś w tym zachwyceniu Bogiem zapomnieli o prozaicznych potrzebach, takich jak jedzenie, i po jakimś czasie przypomniały o sobie typowo ludzkie potrzeby konsumpcyjne. Ale skąd tu wziąć jedzenie na pustkowiu? No to skoro przyszli - niech wracają, znajdą jakąś wieś i tam się zaopatrzą. 

Jeden z wielu fenomenów Boga - co pokazała historia zbawienia już nie raz, historia Kościoła dość licznie mówiąca o niezrozumiałych wydarzeniach, cudach - polega na tym, że On w takich naprawdę różnych, raz bardziej podbramkowych, raz zwykłych sytuacjach po prostu potrafi z niczego wziąć rozwiązanie, to co jest potrzebne. I tak było tym razem. Kilka chlebów i rybek - nie za dużo, żeby nakarmić tłum, prawda? Troska uczniów o to, co się stanie z ludźmi, jak zaspokoić ich głód dobrze o nich świadczyła, mówiła o odpowiedzialności za tych, którzy także z nim i za nimi przyszli na pustkowie. Był nawet pomysł - my sami się rozejdziemy, poszukamy jedzenia. 

Ale po co? Czy nic nie mieli do jedzenia? No ale kilka rybek i chlebów... Mizernie, samych Dwunastu  by się tym nie najadło, a co dopiero tłumy. Wystarczy. Człowiekowi z Bogiem nigdy niczego nie zabraknie. A gdy się będzie wydawać, że brakuje - to Bóg coś na to poradzi, nawet gdyby miał wziąć coś z niczego. Co innego - gdy człowiek upiera się przy potrzebie i domaganiu się czegoś, co tak naprawdę nie jest niczym innym niż zwykłe widzimisię, fanaberią. Ale gdy chodzi o to, co naprawdę potrzebne i niezbędne - tego Bóg zawsze ma nadmiar. Nawet wtedy, gdy wydaje się na pierwszy rzut oka, po ludzku rozumując i kalkulując, że jest za mało, że nie wystarczy. 

Te dwanaście koszy ułomków - to coś, co może wydawać się zbędnym, niepotrzebnym, czymś do wyrzucenia, odpadkiem. Taka dzisiaj ludzka mentalność. Zero szacunku - ważne, żeby się napchać, napełnić swój żołądek, kieszenie i portfel, a inni - niech się sami martwią i sami sobie radzą. Ale to właśnie te dwanaście koszy ułomków, wziętych przecież z kilku chlebów i paru rybek - to największy w tej całej historii znak Bożej mocy, a zarazem troski o człowieka. Aż tyle zostało, gdy Bóg-Człowiek zabrał się za rozdzielanie ludziom tego, czego potrzebowali. Gdy Jezus błogosławił i dzielił to, co dla ludzi było naprawdę potrzebne. To czytelny znak - tyle samo zostanie dla innych,. gdy ty z wiarą będziesz prosił o coś, co tobie potrzebne. 

Jesteśmy z krwi i kości, więc potrzebujemy jeść, żeby ciało jakoś funkcjonowało. Ale człowiek na cielesności się nie kończy - jest dusza, która też potrzebuje pokarmu. Paweł w II czytaniu przypomina o tym, co każdy prawdziwie wierzący słyszy conajmniej raz w tygodniu: Bierzcie i jedzcie - to jest Ciało moje... Bierzcie i pijcie - to jest Krew moja. Jeśli ci czegoś brakuje, jeśli z pozoru wydaje ci się, że masz wszystko - a jednak czujesz pustkę - idź na mszę. Bóg tam czeka, bez względu na porę roku, pogodę, bez względu na wszystko. W naszym kraju kościołów jest dużo - wystarczy wejść. Nie wiesz, co Mu powiedzieć? Powiedz, że Go potrzebujesz, że szukasz, że przychodzisz ze swoimi pytaniami, żalami, wątpliwościami - i szukasz odpowiedzi. To bardzo dobry początek, a przede wszystkim szczery. 

Zasłuchaj się w Niego. Najpierw w Jego słowo. A potem zapatrz się w ten prosty biały delikatny kawałek chleba, uniesiony w kapłańskich dłoniach, abyś ty właśnie mógł Go zobaczyć. To żaden święty chlebek czy hostia - to żywy Bóg, który dla ciebie właśnie przychodzi na ołtarzu Eucharystii. Nie po to, żebyś popatrzył i poszedł dalej - ale żebyś popatrzył, otworzył się i przyjął Go z wdzięcznością i miłością. Aby On w tym Chlebie Żywym mógł cię w środku wypełnić, oczyścić, odnowić, dać siłę. I wtedy idź dalej, w swoje życie - ale już odmieniony. Bo z Nim - w sercu. 

Dzisiaj jest dobry dzień, aby o tym sobie przypomnieć. Jak dawno cię nie było w kościele? Miesiąc? Rok? Więcej? Od ślubu, bierzmowania, jakiegoś pogrzebu w rodzinie? Dzisiaj jest szczególny dzień - dzisiaj On wychodzi do ciebie. W kapłańskich rękach wychodzi z murów kościoła i idzie ulicami twojej wsi czy miasta. Być może właśnie mija twój dom. Zrobisz coś z tym? Tak, to zaproszenie właśnie dla ciebie. Idź za Nim. Otwórz serce i patrz. Módl się, proś o siłę, o zrozumienie tego, co ciebie otacza, swoich spraw, o światło wiary i Ducha Świętego do podejmowania dobrych decyzji. 


Chleb życia wychodzi dzisiaj na ulice. Jeśli jest to dla ciebie okazja, aby publicznie zamanifestować wiarę, którą żyjesz na codzień, która ma odzwierciedlenie w tym, jak żyjesz, modlitwie, częstym uczestnictwie we mszy - to bardzo dobrze, niech cię umocni i da siły do dalszego doskonalenia się w kroczeniu przez życie z Bogiem. A jeśli między tobą a Nim ostatnio pojawiła się przepaść, jesteś daleko, buntujesz się - to po prostu Mu zaufaj, idź za Nim, i powiedz Mu, jak bardzo jesteś zagubiony, jakie masz pragnienia, czego chcesz dokonać, a nie wiesz, jak się za to zabrać. I nie obrażaj się, gdy usłyszysz coś, co może nie do końca pasować do twojego własnego obrazu siebie - tak, może nie do końca jesteś taki w porządku, jak ci się wydaje. Wsłuchaj się w to, co Żywy Bóg ma ci do powiedzenia. 

I karm się Nim. Nie wahaj się - także dla ciebie, i dla każdego innego, starczy tego, co pozostało w tych dwunastu koszach ułomków.  

>>> 

Dzisiaj wspomnienie liturgiczne bł. Jana XXIII - Angela Roncallego - papieża uśmiechu. 


Znaleźć o nim informacje w necie - żaden problem. Zawsze mnie ujmował - bezpośredniością, uśmiechem, a jednocześnie wielką troską o Kościół, która przecież nie pozostała w sferze pragnień, a znalazła odzwierciedlenie w tym, czego dokonał w krótkim dość pontyfikacie. Moim zdaniem - wielki człowiek, którego rola jest jakby niedoceniana, odkąd został beatyfikowany kilka lat temu. A przecież gdyby nie on - kolegium kardynalskie pewnie nie byłoby tak bardzo międzynarodowe, nie doszło by do Soboru Watykańskiego II, i wiele innych kwestii. Każdemu polecam jego Dziennik duszy. Piękna książka. 

Na zakończenie - piękny cytat, jedna z bł. Jana XXIII myśli:  
Uczmy się od Niego, by się nie uskarżać, nie złościć, nie tracić wobec nikogo cierpliwości, nie żywić w sercu niechęci do tych, o których sądzimy, że wyrządzili nam krzywdę, lecz znosić siebie wzajemnie (...) i kochać wszystkich. Rozumiecie? Wszystkich, także tych, którzy nam czynią coś złego, przebaczyć im i modlić się także za nich, bo może w oczach Bożych są lepsi od nas.

1 komentarz:

  1. Ten ostatni cytat jakby skierowany do mnie jest. :) Pięknie opowiadasz o tym, co najważniejsze. Dziękuję i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń