Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

środa, 6 października 2010

Dwa wiosła - na jednym daleko nie dopłyniesz

Jezus przyszedł do jednej wsi. Tam pewna niewiasta, imieniem Marta, przyjęła Go do swego domu. Miała ona siostrę, imieniem Maria, która siadła u nóg Pana i przysłuchiwała się Jego mowie. Natomiast Marta uwijała się koło rozmaitych posług. Przystąpiła więc do Niego i rzekła: Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła. A Pan jej odpowiedział: Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona. (Łk 10,38-42)
Niedawno było o tym, a wczoraj w kościele na mszy rano usłyszałem te słowa znowu.

I tak mi się to z benedyktyńskim ora et labora skojarzyło. Jak ktoś nie zna - modlitwa i praca, to znaczy. Mądre i proste słowa Benedykta, świętego z ciemnego i prostego średniowiecza - do dzisiaj bardzo aktualne. Na marginesie - wspólnota zakonna niesamowita, przetrwała właściwie tak, jak została założona; żadnych tarć i podziałów wewnątrz właściwie (jak np. u franciszkanów). Wracają do meritum - jedno bez drugiego specjalnie sensu nie ma. Praca sama w sobie szczęścia nie daje, a modlitwa może być  jedyną treścią życia chyba tylko w przypadku osób w zgromadzeniach klauzurowych - w pozostałych, nawet duchowni, w jakieś tam formie pracują (szkoła, parafia, najprostszy nawet braciszek zakonny jest furtianem, zakrystianinem czy w ogródku albo infirmerii pracuje). 
Kiedyś czytałem taką krótką historyjkę. Dwójka ludzi wybiera się popływać łodzią. W łodzi - 2 wiosła, jedno z napisem modlitwa, drugie z napisem praca. Jeden wziął jedno wiosło, drugi drugie. Za każdym razem, gdy wiosłował tylko jeden - nic się nie działo, a konkretnie łódka się kręciła w miejscu. Dopiero, gdy zaczynali działać razem, gdy modlitwa i praca współdziałały jednocześnie, wtedy łódka zaczynała płynąć w żądanym przez nich kierunku. 

W życiu jest czas tak na modlitwę, jak i na pracę. Nie jest sztuką wpadać w modlitewny szał i spędzać nawet i tydzień na ciągłej modlitwie, po czym olewać Boga przez resztę roku. I odwrotnie - lenić się, nawet pod pretekstem modlitwy, większość czasu, i pracować krótko w jakimś zrywie. Wytrwałość, systematyczność, konsekwencja. Są trudne - na pewno - ale tego wymaga tak Bóg w modlitwie, jak i każdy pracodawca w pracy właśnie. Pod tym względem sfera modlitwy z życiem codziennym są spójne bardzo - co pokazuje, że oczekiwanie takiej a nie innej stabilności, czy to w pracy, czy w modlitwie, jest jak najbardziej słuszne i uzasadnione. 

Marta nie do końca rozeznała - co należy kiedy zrobić. Na przygotowania czas był wcześniej, i w tych przygotowaniach z pewnością Maria jej pomagała. Ale to Maria właśnie wiedziała: teraz Gość przybył, należy poświęcić Jemu czas, być przy Nim, wykorzystywać Jego obecność, a nie zajmować się sprawami, które winny być prawidłowo przygotowane (i najpewniej były) wcześniej. Wszystko ma swój czas i swoje miejsce. Rozeznanie tego to duża sztuka, a brak tej umiejętności może prowadzić do pewnego nieuporządkowania, którego ofiarą stała się Marta. W jej wypadku - Jezus był obok, od razu ją wyprostował, wskazał właściwą postawę. Dzisiaj nie zawsze człowiek się zastanowi, nie mówiąc o wsłuchaniu się w głos Boga - co teraz należy zrobić. Warto więc o tym pamiętać - działać we właściwej formie, we właściwym czasie. 

>>>

Wczoraj było wspomnienie św. Faustyny Kowalskiej. Aż trudno uwierzyć... To przeszło 10 lat od jej kanonizacji, zresztą byłem wtedy w Łagiewnikach, tego samego dnia, w ramach jednego z punktów pielgrzymki bierzmowanych. Nie raz i nie dwa razy tam wracałem - choć nowa bazylika wielka, jakby przytłacza (i tak dziwnie - bo stoi... na polu właściwie), to jednak urzeka mnie prostotą wnętrza i bardzo dobrze się tam czuję. Na marginesie - ciekawy pomysł na zakrystię: schować ją... za prezbiterium. 

Wyobraźnia miłosierdzia - fajne sformułowanie, często używane jako takie słowo-klucz. Ale bardzo trafione. Wyobraźnię mamy najczęściej tylko do wymyślania tego, co dobre, przydatne - dla siebie. W kontekście drugiej osoby, właśnie przede wszystkim w sytuacji, gdy to miłosierdzie może mieć miejsce? Po co? Nagrabił sobie, zasłużył - to niech cierpi. Od miłosierdzia to Bóg jest, a nie ja. 

Ale do miłosierdzia powołany jest każdy z nas. Wyobraźnię mamy do wielu nieważnych i drugorzędnych spraw, warto z niej w kontekście tego miłosierdzia korzystać. Może się okazać, że brak tego miłosierdzia zaważy kiedyś o tym, co się stanie ze mną samym - czy to poprzez decyzję kogoś, od kogo będę zależny, tu na świecie; czy to w Dniu Sądu. A może Miłosierdzie Boga sięga dalej niż nam się wydaje, dalej niż przyjęte rozumowanie - piekło jako kara...? Któż to wie? Tylko Bóg. 

>>>

Jakiś czas temu czytałem książkę o bł. Pier Giorgio Frassatim. W zeszłym tygodniu Kościół na ołtarze wyniósł nie dość, że świecką, żyjącą nam współcześnie, to jeszcze nastolatkę. Gdyby żyła - miała by dzisiaj 39 lat. Chiara Badano - zwykła włoska dziewczyna o dużej wrażliwości na potrzeby innych, wierze, miłości, zapale do życia i wielu pomysłach, co z tym życiem zrobić. 

Jeden upadek podczas gry w tenisa, przejmujący ból - i diagnoza jak wyrok. Zaawansowany nowotwór kości. Rok później już nie żyła. Nie złorzeczyła, nie czepiała się za wszelką cenę życia. Pogodziła się z tym, co dał jej Bóg, i ten swój krzyż chciała jak najlepiej przeżyć. 

Czegóż więcej chcieć gdy chodzi o dowody dla niedowiarków na to, że świętość jest dla każdego, także dzisiaj? 

>>>

Zachęcam do przeczytania, z ostatniego GN:
  • bardzo optymistycznego tekstu odnośnie przyszłości i możliwości pojednania Kościoła katolickiego z prawosławnym
  • interesującego reportażu na temat wiary Cyganów - m.in. o tym, że Cygan modli się nawet... chcąc coś ukraść
  • jednego z niewielu sensownych tekstów na temat tego, o co chodzi w aferze rozdmuchanej wokół Komisji Majątkowej, na kanwie aresztowania pełnomocnika kilku podmiotów kościelnych ubiegających się o zwrot majątku

5 komentarzy:

  1. Modlitwa jest łączona z pracą także w zakonach klauzurowych, sama według tego funkcjonowałam :) Co prawda modlitwy jest osiem godzin, pracy pięć, ale nigdzie nie ma tak, że jest tylko praca lub tylko modlitwa. Tak, ora et labora obowiązuje zawsze i wszędzie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśiwe proporcje...chyba dotyczą każdej dziedziny życia. Ten fragment Ewangelii rozważam bardzo często. Pozwala mi uczyć sie właściwych proporcji właśnie. A jest na razie tak, że bardziej przeważa we mnie Marta :) Zaganiana, za bardzo skupiona na tym co mam zrobić, załatwić, nie słyszę co mówi do mnie Bóg. Dopiero kiedy się zatrzymam ( bardzo często ze zmęczenia, albo kiedy ręce opadną w bezsilności)dociera do mnie Jego głos. I ja zaczynam z Nim rozmawiać.
    Bez właściwych proporcji nie działam poprawnie.Kiedy przeczytałam o tym wyobraziłam sobie łódź jako rodzinę a wiosła jako małżonków. Jeden się tylko modli, drugi tylko działa. Też nic dobrego z tego nie wynika. Wydaje mi sie że każde z nich powinno być wiosłem jak dla kajakarzy :) na jednym końcu modlitwa, na drugim czyn. No i powinni wiosłować równocześnie i siedzieć w łodzi jeden za drugim. Wtedy ten sam cel mają przed sobą i płyną w tym samym kierunku.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za życzenia i pozdrawiam serdecznie! ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. jeśli moim gościem miałby być Jezus... tak fizycznie, pewnie bym spanikowała i choćbym wszystko miała przygotowane, to nadal bym się upierała nad tym, że czegoś zapomniałam... To jak z wyjazdem, na który bardzo długo oczekujemy. Jak nadchodzi moment wyjścia, pojawia się panika, czy aby na pewno na dnie dużej walizki leży ta najważniejsza rzecz. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Joasiu - widzisz, na to z przyrównaniem małżonków do wioseł nie wpadłem. Choć, niestety, masz rację - a Twoja metafora bardzo dobrze pokazuje, czemu np. moi rodzice nie dogadują się... :/

    Monika - nie spanikowała byś, bo gdyby Jego wizyta była naprawdę wyczekiwana i upragniona, to tak byś się zorganizowała, żeby wszystko było PRZED Jego przybyciem gotowe.

    OdpowiedzUsuń