Nie ja tu jestem najważniejszy. Tylko sprzątam, przygotowuję teren. Idę przed Jezusem do miejsc, gdzie On sam niebawem zamierza pójść. To nie moje rozważanie porusza ludzi. (Marcin Jakimowicz, "Pełne zanurzenie")

wtorek, 24 maja 2011

Od pięknej bojaźni do pięknej obietnicy

Nowa praca (w sensie - stanowisko, bo firma ta sama), nowe obowiązki, a przy tym muszę do końca miesiąca ogarniać jednocześnie dotychczasowe. Dużo, naprawdę, szczególnie w kontekście mierzenia się z zupełnie nowymi zagadnieniami. Stąd poślizg był i przez kila dni nieregularne wpisy mogą być.
Niech się nie trwoży serce wasze. Wierzycie w Boga? I we Mnie wierzcie. W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział. Idę przecież przygotować wam miejsce. A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem. Znacie drogę, dokąd Ja idę. Odezwał się do Niego Tomasz: Panie, nie wiemy, dokąd idziesz. Jak więc możemy znać drogę? Odpowiedział mu Jezus: Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie. Gdybyście Mnie poznali, znalibyście i mojego Ojca. Ale teraz już Go znacie i zobaczyliście. Rzekł do Niego Filip: Panie, pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy. Odpowiedział mu Jezus: Filipie, tak długo jestem z wami, a jeszcze Mnie nie poznałeś? Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca. Dlaczego więc mówisz: Pokaż nam Ojca? Czy nie wierzysz, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie? Słów tych, które wam mówię, nie wypowiadam od siebie. Ojciec, który trwa we Mnie, On sam dokonuje tych dzieł. Wierzcie Mi, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie. Jeżeli zaś nie - wierzcie przynajmniej ze względu na same dzieła. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto we Mnie wierzy, będzie także dokonywał tych dzieł, których Ja dokonuję, owszem, i większe od tych uczyni, bo Ja idę do Ojca. (J 14,1-12)
Ten tekst jest piękny przede wszystkim słowami, od których się zaczyna. Kto wierzy Bogu, u tego nie ma miejsca na strach i bojaźń. Bóg to wszystko zabrał, zamazał i tak naprawdę zniweczył na drzewie krzyża, i ostatecznie podeptał, odsuwając kamień, który stał na drodze zmartwychwstaniu Jego Syna. Wiara komplementarna - i w Boga Ojca, i w Syna Bożego (nie wspominając o Duchu Pocieszycielu). Serce ludzkie - nas, przecież tak pewnych siebie, dumnych, wierzących nade wszystko w siłę pieniądza i własne możliwości - bardzo łatwo i często poddaje się tej trwodze tak bardzo właśnie ludzkiej. Maska pewności siebie, buta i pycha - a pod tym strach człowieka, który by najchętniej uciekł gdzie przysłowiowy pieprz rośnie. Wielu tak żyje. Czemu? Bo jeszcze więcej osób taki styl bycia premiuje. Totalna iluzja i teatrzyk - wszyscy wiedzą, o co chodzi, ale udają, że się dają nabrać. Bo boją się tak samo. Bo nie chcą okazać słabości. 

Tym bardziej więc dla takich niedowiarków wydaje się być Jezusowe zaproszenie, propozycja. Do domu, gdzie zmieści się każdy. Do domu, dokąd może wejść każdy - według niektórych, poza tymi, którzy swoim sposobem bycia przekreślą sobie ten dostęp, skazując się na potępienie wieczne; według innych, do których stanowiska i ja się przyłączam, każdy, bez wyjątku, pytanie tylko, czy od razu po śmierci, czy odpokutowawszy swoje winy. Jezus mówi wręcz wprost - idzie tam, do tego domu, dla nas, aby nam przygotować miejsca, kiedy my tam dotrzemy. Wyprzedza nas i pokazuje - ta droga jest bezpieczna, sam ją już dla ciebie, mały człowieku, przeszedłem, umierając i zmartwychwstając, abyś ty mógł dzięki Mnie i we Mnie zmartwychwstać do życia, które nie będzie miało końca.

Tak, znamy drogę. Tamci, spośród których jeden - mój imiennik - wyskoczył z pytaniem o to, co to właściwie za droga, pewnie też, tylko jeszcze do nich ta prawda nie dotarła. Jezus był jeszcze z nimi - jakakolwiek perspektywa męki, śmierci a tym bardziej zwycięstwa nad tą ostatnią, choć Jezus o tym mówił i przygotowywał ich, nie mieściła się apostołom jeszcze w głowach. Potrzebna chyba była inna optyka, inna perspektywa - ujrzenie Jezusa jako tego, który żyje, ukrzyżowany, choć umarł. Wtedy zrozumieli - inni przed rzeczywistością pustego grobu, jeszcze inni w Emaus, czy podczas wspólnego łowienia ryb albo posiłku nad jeziorem. Znamy drogę - jeśli tylko znamy Jezusa. Nie jako postać historyczną, jeden z licznych biogramów w atlasie czy encyklopedii religijnej - ale jako Pana, Zbawiciela, Mesjasza, Boga z nami. Właściwa droga, jedyna prawda, wieczne życie.

Tak sobie myślę - ludzie i dzisiaj mają problemy ze zrozumieniem Trójcy Świętej - a co dopiero tamci, w większości prości rybacy i rzemieślnicy? Nic dziwnego, że pytali - jak Tomasz, jak Filip. Jezus prowadzi tam, dokąd człowieka chce doprowadzić Bóg; Bóg przez Jezusa prowadzi ludzi ku sobie. Warto, dla zobrazowania tej prawdy, zacytować przepiękną prefację o Trójcy Świętej (choć to nie uroczystość ku Jej czci):
Panie, Ojcze święty, wszechmogący, wieczny Boże. Ty z jednorodzonym Synem Twoim i Duchem Świętym jedynym jesteś Bogiem, jedynym jesteś Panem; nie przez jedność osoby, lecz przez to, że Trójca ma jedną naturę. W cokolwiek bowiem dzięki Twemu objawieniu wierzymy o Twojej chwale, to samo bez żadnej różnicy myślimy o Twoim Synu i o Duchu Świętym. Tak, iż wyznając prawdziwe i wiekuiste Bóstwo wielbimy odrębność Osób, Jedność w istocie i równość w majestacie.
Jedna natura, choć trzy Osoby boskie - odrębne w swojej postaci, choć tożsame w istocie. Mówi i naucza Jezus, Syn - a działa wszechmogący Bóg Ojciec. Trudne to może się wydawać, ale przecież to podstawa wiary Kościoła. Nic, co by umysł ludzki był w stanie zgłębić czy poznać w całości - ale prawda, którą Bóg objawia i pozwala rozumieć tym, którzy jej zrozumienia pragną i szukają szczerze. Jak ktoś ma problem - świetnym obrazkiem jest tutaj Trójca Święta Rublowa. A jeśli ktoś ma problem mimo tego - Jezus sam zostawia wskazówkę. Przypatrz się temu, co Ten Człowiek uczynił, ile dokonał. Uwierz w Jego dzieła - których zwykły człowiek nigdy by nie dokonał. Można próbować to sobie jakoś wytłumaczyć, uzasadnić i rozgryzać - serce podpowiada, że tu ludzkie kalkulacje i obliczenia to za mało. Trzeba uwierzyć - nic innego w takiej sytuacji po prostu nie ma sensu, wszystko inne będzie stratą czasu. 

No i na końcu ta piękna obietnica - o której dzisiaj możemy powiedzieć, że się ziściła i ziszcza cały czas. Dzieli nas przeszło 2000 lat od czasu, gdy Jezus wypowiadał te słowa, wędrując po Ziemi Świętej, i można z pełnym przekonaniem powiedzieć - miał rację. Ci, którzy po Nim i w Jego imię przyszli, działali rzeczy po prostu cudowne, a z pewnością dla wielu (także w świetle dzisiejszego stanu wiedzy i nauki) niewytłumaczalne. Bo zaufali Bogu. Bo wiedzieli, że On nigdy nikogo nie zawiódł, jeśli ktoś szczerze się do Niego zwracał. Jezus poszedł do Ojca, aby jeszcze bardziej tam właśnie wstawiać się za nami. Pozostawił Kościół tutaj i jakby zachęca - wypróbuj Mnie, proś, módl się. Daj mi szansę, abyś na własnej skórze przekonał się, że dla Mnie nie ma rzeczy niemożliwych. Niech się nie trwoży serce wasze.

>>>

Mała prośba, z innej beczki. Tak wyszło, że jutro mam urodziny. Za modlitwę - nic konkretnego, o siły po prostu, wdzięczny będę. Bo sporo tego wszystkiego mam na głowie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz