wtorek, 19 marca 2013

Awantura o Generała

Mam świadomość, że w takim dniu jak dzisiaj - inauguracji pontyfikatu - wypadało by coś na ten temat napisać, jednak ten wpis poświęcę sprawie zgoła innej, i zdecydowanie mniej przyjemnej, a jednakże leżącej mi na sercu - bo sprawa, powiedzmy, z mojego podwórka.

Ze 2 dni temu powstała wrzawa, bowiem w najnowszym (12/2013) numerze tygodnika Wprost pojawił się artykuł Cesarz Trójmiasta, traktujący o metropolicie gdańskim abp. Sławoju Leszku Głódziu. Nawet nie tyle o nim, co o sprawach, które w ocenie autorki Magdaleny Rigamonti oraz osób, z którymi rozmawiała, wystawiają biskupowi bardzo negatywną ocenę, wręcz dyskredytując do roli i funkcji, jaką pełni. 

Bynajmniej nie będąc fanem ani czytelnikiem Wprostu, zainwestowałem 5 zł polskich celem zapoznania się w całości z powyższym tekstem - w internecie bowiem (m.in. WP) można było znaleźć zajawki, urywki zaledwie. 

Przede wszystkim autorka już na samym wstępie wskazuje w pierwszym zdaniu, że nie będzie to tekst o molestowaniu czy pedofilii - bo to jest dzisiaj na topie, niestety. Wprost wskazała także, iż nie ma być on atakiem na Kościół w Polsce - co w mojej ocenie świadczy o dobrej woli i nie pozwala z góry założyć, że jest dokładnie odwrotnie, niż autorka pisze. 

Na początek opisała sytuację najświeższą - gdy po wyborze papieża Franciszka (całkowite przeciwieństwo Generała (potoczna nazwa abp. Głódzia, jedna z bardziej parlamentarnych) abp. Głódź wymyślił wylot na odbytą dzisiaj inaugurację pontyfikatu. Okazja! 1650 zł, wylot i powrót tego samego dnia. Co tam, życzenia i prośby papieża - nie róbcie pielgrzymek, dajcie te pieniądze na biednych - Generał wie lepiej. Sprawa, na szczęściej, się rypła - bo po prostu ludzie, wśród których momentalnie rozpoczęto kampanię reklamową, popukali się w czoło i nie zebrała się odpowiednia grupa. Co nie przeszkadzało metropolicie (tuż po tekście jest króki wywiad) w mojej ocenie minąć się z prawdą, żeby nie powiedzieć: skłamać, że do wyjazdu nie doszło z przyczyn technicznych. No chyba że przyczyną techniczną uznamy brak chętnych, ale mało to w mojej ocenie techniczne. Wszystko się zgadza - konto na FB mam, wiem co się tam działo, z ilu stron byłem bombardowany zaproszeniami na w/w wyjazd. Po cichu formułowano komentarze, że pomysł poroniony, cena absurdalna - ale wszyscy milczeli. Powiem szczerze, z mojej strony - pozytywnie - było sporo zdziwienia, kiedy okazało się, że Generał nie dopiął swego (co, jak wskazałem, nie przeszkodziło mu skłamać w zakresie takiego a nie innego stanu rzeczy). 

Generalnie tekst sprowadza się do opisów sytuacji z udziałem biskupa Głódzia przez kilku, anonimowych księży (niestety, nie do końca - sam bez trudu zidentyfikowałem 2 z nich...) w ramach powstającej tzw. czarnej listy dotyczącej hierarchy, która ma trafić do Watykanu. Nie dziwię się woli anonimizacji - środowisko to niestety jest mocno donosicielskie, wielu jest takich, którzy chcą się przypodobać, zabłysnąć, a to stołek w kurii złapać, a to kanonika tytuł czy prałata uzyskać, albo jakieś niezgorsze probostwo. Wystarczy spojrzeć na gdańską kurię - aż w oczy kłuje, dobieraną w zakresie pracowników w myśl zasady MBW (mierny, bierny, ale wierny), czego świadomość ma każdy, znający realia diecezji.

Problem podstawowy to sprawa alkoholu. Wszyscy wiedzą, i to nie są złośliwe plotki, pomówienia, atak na Kościół czy Bóg wie co jeszcze, że metropolita ma w tym zakresie problem. Medialnie wyrazem powyższego był stan ówczesnego Prezydenta RP Aleksandra Kwaśniewskiego (żenująco tłumaczony później "chorobą filipińską"), który m.in. w towarzystkie Generała zabalował, po czym ledwo stał w Charkowie. Czytamy więc o wyzywaniu łaciną podwórkową samych księży, ich rodzin, upokarzaniu. Problem jest znany powszechnie od wielu lat - o ile nie był rozdmuchiwany w okresie pełnienia przez zainteresowanego funkcji biskupa polowego (1991-2004), kiedy w wojsku pewne sprawy można było dość łatwo ukryć, natomiast nabrał rozgłosu wraz z przeniesieniem go do diecezji warszawsko-praskiej (2004-2008). Już wtedy tamtejsi co odważniejsi duchowni skarżyli się na ordynariusza do Watykanu - bez skutku. To z tego powodu bardzo szybko z rezydencji biskupiej w Gdańsku Oliwie wyniósł się do odremontowanego za okrągły milion pałacyku w Starych Szkotach, na wyjeździe z Gdańska. Po co? Żeby się nie rzucać w oczy ze swoją słabością do trunków. Jednocześnie, ze strategicznego punktu widzenia był to ruch bardzo dobry - nieruchomość nie należy do diecezji, tylko do tamtejszej parafii, zatem w razie utraty płynności finansowej przez diecezję nie grozi jej egzekucja. Żeby podnieść prestiż, specjalnie ulokował przy niej kolejną kolegiatę, w poczet której jednym z prałatów ustanowił... księdza, wobec którego już wówczas toczył się proces karny o molestowanie nieletniej, ostatecznie prawomocnie skazanego (choć nadal widywanego "w towarzystwie"). 

Tak, nie było mnie tam. Nie piłem nigdy z metropolita, nie widziałem tego na własne oczy. Ale słyszałem swoje z pierwszej ręki od osób, które to widziały, i które nie mają żadnego powodu, aby wymyślać czy konfabulować. 

Problem kolejny do absolutny feudalizm i przyzwyczajenie za wszelką cenę do otrzymywania tego, co sobie wymyślił, przy jednoczesnym - co sam dodam - niestety prostactwie, którego osobiście miałem nieprzyjemność doświadczyć i to również w czasie liturgii. To, że arcybiskup Głóź nie szanuje ludzi, widziałem osobiście w wielu jego wypowiedziach, w stosunku do różnych osób - bez względu na to, czy świecki, czy ksiądz. Widać to także po wielu zmianach i nominacjach - przy czym trzeba znać środowisko i kontekst, aby bez problemu zrozumieć, dlaczego w tej parafii zmieniono proboszcza: czy awansował, czy został wygryziony przez kogoś bardziej Generałeowi "zasłużonego". Porównując poziomem obecnego i poprzedniego metropolitów gdańskich - szkoda słów. Owszem, abp Gocłowski odpowiadał jako biskup za problem ze Stella Maris, nie tyle zawiniony co nie dopilnowany, natomiast różnica klas dosłownie bije po oczach. Ale mniejsza o to. To, że abp Głódź postanowił poprawić nieco sytuację finansową diecezji - owszem, słusznie, pytanie tylko: za jaką cenę? Rządzi od pewnie 5 lat, w któym to okresie zdążył w dużej części zmienić wnętrze archikatedry oliwskiej (na plus: przywrócenie wiernym dawnej kaplicy seminaryjnej, nowa ambona,  wyświetlacz tekstów pieśni, renowacje; na minus: przemeblowanie prezbiterium z usunięciem balasek, ustawienie na gigantycznym postumencie wielkiego tronu z herbem biskupim oświetlonego specjalnie bez względu na porę dnia, upstrzenie kościoła własnym herbem w wielu miejscach, i tragiczna złota firuga Jezusa przed wejściem do kościoła oraz dramatyczna świecąca droga krzyżowa - tak po krótce). Naraził się ludziom - wykorzystując błędy miasta Gdańska, zagroził zagrodzeniem części (należącej do diecezji) parku oliwskiego, po czym przehandlował go z miastem za teren pod kontrowersyjny kościół w Gdańsku-Łostowicach, czyli miejscu gdzie kościół już funkcjonuje; nie mówiąc o (nie nazwę wprost) pomyśle budowy kolejnego wielkiego kościoła w śródmieściu Gdańska - kto zna, wie, że tam kościoły i to piękne, zabytkowe, stoją na co drugim roku, wiele z nich to rektorskie, bo nie ma potrzeby istnienia nawet już obecnie tylu parafii. 

Generał po prostu jest zachłanny. Prawdą jest to, co pani Rigamonti opisała w zakresie ściągania pieniędzy z parafii za wszelką cenę. Abp Gocłowski, znając realia, co biedniejsze parafie z tego obowiazku zwalniał - jego następca kazał płacić wszystkim, żądając jeszcze pieniędzy za okresy wstecz. Stawka - kilka groszy od wiernego, przy czym liczono wg ilości wszystkich mieszkańców parafii (a co, korzystniej wyjdzie), zamiast wynikającej ze statystyki ilości wierzących i praktykujących. Jeśli któryś kościół posiadał na dachu antenę telefonii komórkowej - lwia część idzie w ręce diecezji, bez względu na potrzeby parafii, nie patrząc czy dany rządca parafii cokolwiek w niej robi, czy nie.Wspomniany kościół na Łostowicach miał powstać zgodny z planem zagospodarowania przestrzennego - co tam, walnięto okropny projekt molocha nijak nie pasującego do okolicy i pod każdym względem przekraczającego dopuszczalne gabaryty - w myśl zasady: im większe, tym lepiej. Sprawa, póki co, stoi w miejscu. Wiem jednak, w jaki sposób "pogoniony" został z kurii ówczesny diecezjalny konserwator zabytków - który ośmielił się zakwestionować podejście biskupa do zabytków. W ostatnich tygodniach było w mediach głośno o hipotekach pod co bardziej prestiżowymi świątyniami diecezji, dodatkowo niedawno zakończył się bodajże w I instancji kolejny proces dotyczący zapłaty przez diecezję kwoty kilku milionów złotych - co świadczy o niezbyt dobrej kondycji finansowej. Jak widać - jest to bez znaczenia, skoro biskup mógł pozwolić sobie na przepuszczenie miliona złotych na odnowienie dworku, w którym zamieszkał. To niewątpliwie był słuszny cel, prawda?

Przykro, że pisze te słowa w dniu inauguracji pontyfikatu człowieka tak zgoła odmiennego od Generała, który potrafił funkcjonować jako kardynał bez sekretarza (gdyby przyjrzeć się strukturze kurii - okaże się, że w praktyce abp Głódź ma ich kilku), mieszkał w małym mieszkaniu (a nie w odremontowanym za ciężkie i bezmyślnie wywalone pieniądze dworku), i - o zgrozo! - sam sobie gotował. Tak to się niestety zbiegło. Owszem, dla osób postronnych sytuacja może się wydawać niejednoznaczna - zapewniam jednak, że w tym tekście we Wproście nie ma przekłamań i bardzo dobrze oddaje on obraz sytuacji, z komentarzem (cytat): "My tu wszyscy mamy go dość. On jest mieszanką buty generalskiej i sobiepańskiej. Jest kościelnym latyfundystą. Kurię traktuje jak folwark". Różnica polega na tym, że część ludzi mówi to wprost - a część myśli jedynie, udając, że jest wszystko ok. 

Tym bardziej jest mi wstyd, gdy na stronie diecezji czytam: 
O Ś W I A D C Z E N I E
W nawiązaniu do artykułu „Cesarz Trójmiasta” opublikowanego w Tygodniku „Wprost” z dnia 18 marca 2013 r. jako duchowieństwo Archidiecezji Gdańskiej wyrażamy nasz protest i oburzenie na tak skandaliczny tekst przeciwko osobie Księdza Arcybiskupa Metropolity Gdańskiego.
Publikacja ta wyczerpuje znamiona zniesławienia prawnie ustanowionego biskupa diecezjalnego Kościoła Rzymsko-Katolickiego. W artykule Tygodnika „Wprost” widać wyraźny zamiar poniżenia hierarchy, który w swych wypowiedziach odważnie broni wolności mediów i promuje wartości patriotyczne.
Domagamy się zaprzestania obraźliwych pomówień, których rozpowszechnianie uderza w godność osób duchownych i całej wspólnoty Kościoła. Przyjmujemy to z bólem i oburzeniem, jako powrót do praktyk z czasów PRL-u. Takie stanowisko jednomyślnie deklarują wszyscy Dziekani Archidiecezji Gdańskiej. Otaczamy naszego Pasterza solidarną i szczerą modlitwą.
/-/ Ksiądz Infułat Stanisław Bogdanowicz
Wikariusz Generalny 
/-/ Ksiądz Grzegorz Świst
Kanclerz Kurii 
w imieniu Duchowieństwa Archidiecezji Gdańskiej
/-/ Dziekani 24 Dekanatów Archidiecezji Gdańskiej
Jest mi wstyd najpierw z powodu przekłamania - bowiem nie wierzę, aby choćby ułamek wskazanego na początku duchowieństwa podzielał ten pogląd (tak samo, jak nie wierzę, aby wszyscy rzekomi dziekani poszczególnych dekanatów - z których niejednego znam - jako sygnatariusze oświadczenia bezkrytycznie takie stanowisko podzielali). Dalej, nie rozumiem oburzenia i tego, w którym miejscu oraz z jakiego powodu tekst miałby być skandaliczny lub poniżający. Oddaje sytuację, nie widzę rozminięcia się z prawdą. A że prawda jest inna, niż to się zwykle przyjmuje... Skoro podnosi się zarzut zniesławienia - czekam na odpowiedni ruch prawny, choć wątpię, aby do tego doszło; Generał zbyt wiele ryzykuje w zakresie tego, co ludzie mogli by się dowiedzieć więcej. Co do występowania przez biskupa w obronie wolności mediów - ok, o ile przyjąć, iż media w tym kraju sprowadzają się do RM i TV Trwam, od czego nas Boże uchowaj. Aż wreszcie - nie rozumiem, w którym miejscu tekst ten uderza w godność całej wspólnoty Kościoła - nie widzę tego, traktuje o osobie i nie ma tam nawet pół uogólnienia czy zarzutu pod adresem Kościoła jako takiego. Niewątpliwie natomiast modlitwa abp. Głódziowi jest potrzebna.

Paradoksalnie, diecezja nie zajęła stanowiska w sprawie - w dzisiejszej GW można wyczytać, że próbowano się skontaktować (prawidłowo, odpowiedni człowiek) z ks. Filipem Krauze, dyrektorem Centrum Informacyjnego Archidiecezji Gdańskiej - rzekomo chory i nikt go nie zastępuje. Zamiast skorzystać z okazji - pozostawiono pole na domysły. Pytam się więc - na czym ma polegać rola tego księdza, skoro - w takiej sytuacji - zamiast zajmować stanowisko, co do niego należy, po prostu udaje, że go nie ma i problemu nie ma? Niewątpliwie za abp. Gocłowskiego tego problemu nie było - był powszechnie znany ks. Witold Bock jako rzecznik prasowy, zawsze dostępny i potrafiący odpowiedzieć na pytania, co było doceniane na skalę ogólnopolską. Cóż, dzisiaj w cenie jest to, aby o niczym nie informować i udawać, że problemu nie ma.

Duże nadzieje pokładam w nowym papieżu, w zmianach w Kurii - gdzie nie od wczoraj abp Głódź ma spore poparcie, nie wiedzieć czemu. Może jest szansa, że coś w tej sytuacji się zmieni - i jeśli nie zmieni się (w co wątpię) człowiek, to człowiek zostanie zamieniony na innego, bardziej wpisującego się w wizerunek kapłana i biskupa odpowiadającego papieżowi Franciszkowi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz