piątek, 8 lutego 2013

Deptanie po piętach

Przeczytane przed chwilą praktycznie.
- Duchowny, który z panią rozmwiał, nie mógł pani pomóc, ponieważ sam był zagubiony. Używał ciągle tych samych słów, jakimi księża pocieszali wiernych 500 lat temu. A przecież od tamtego czasu trochę poszliśmy do przodu. - Przerwał, jakby to, co powiedział, jego samego zabolało. - Na tym właśnie polega dzisiaj problem z religią. Tkwi w miejscu. Zamiast się otworzyć, szukać sposobu na to, aby nabrać znaczenia we współczesnym świecie, staje się defensywna, broni dotychczasowego stanu posiadania, cofa medialnie do najniższego wspólnego mianownika - nabiera cech fundamentalizmu. 
(...) 
- Problem jest w tym, że w twoim kraju religia jest tak skupiona na walce z nauką oraz trudnymi do odparcia argumentami ateistów, że wasi duchowni stracili poczucie, czym tak naprawdę powinna być wiara. W naszym kościele - wschodnim - oraz w wyznaniach takich jak buddyzm czy hinduizm zadaniem religii nie jest dostarczanie teorii lub wyjaśnień. Akceptujemy prawdę, że to, co boskie, jest nierozpoznawalne. Ale dla ciebie i podobnie myślących, kierujących się rozumem ludzi, rzecz sprowadza się do wyboru. Fakty albo wiara. Nauka albo religia. - Przerwał, po czym dodał: - Nie musisz wybierać. 
- Ale nauka i wiara nie są ze sobą zgodne. 
- Oczywiście, że są. Nie powinnuy ze sobą konkurować. Problem sprowadza się do waszych duchownych i waszych naukowców. Jedni drugim depczą po palcach. Wielkimi ciężkimi buciorami. Nie rozumieją, że religia i nauka mają po prostu inne cele. Nauki potrzebujemy, żeby zrozumieć, jak funkcjonuje wszystko na tej planecie i poza nią - my, natura, to, co nas otacza. Żaden myślący człowiek temu nie zaprzeczy. Ale religii również potrzebujemy. Nie dla żałosnych kontrteorii na temat tego, czego nauka nie jest w stanie udowodnić. Jest nam niezbędna z innego powodu, żeby zaspokoić innego rodzaju potrzebę - sensu. Dla nas, jako ludzi, ta potrzeba jest czymś zupełnie podstawowym. I wykracza poza dziedzinę nauki.
(...) 
- Wiele w życiu widziałem. Spotykałem dobrych, miłych, szczodrych ludzi, których dobre uczynki były niezwykle szlachetne. Ale widziałem też takich, którzy robili niewyobrażalne, potworne rzeczy. I to właśnie czyni nas ludźmi. Mamy rozum. Podejmujemy decyzje i wcielamy je w życie. Kształtujemy nasz los w relacjach z innymi. A Bóg - cokolwiek oznacza to słowo - jest po prostu wtedy w nas. Za każdym razem gdy dokonuejmy wyboru, czujemy Jego obecność. Jest w nas. 

Bynajmniej nic z teologicznej półki, jeśli chodzi o pochodzenie - choć słowa włożone w usta duchownego koptyjskiego. Z powieści o bardzo pomysłowej fabule, którą czytam. 

I tyle. Bez komentarza. Do zastanowienia. Choć według mnie nie ma tutaj nad czym myśleć - prawda i tyle. Szkoda, że ludzie tak często skupiają się na nie zauważaniu tych różnic i przeciwstawianiu wierze nauki. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz