środa, 30 listopada 2011

Adwentowy pech

Nie ma to, jak pech. I do tego adwentowy.

W kościele, do którego chodzę na Mszę przed pracą, w drodze do pracy, na czas rorat zlikwidowali tę właśnie jedną jedyną Mszę poranną, o tak pasującej mi porze. Zamiast niej - roraty... półtorej godziny wcześniej. 

Trzeba poszukać czegoś w okolicy. Tutaj było wygodnie, bo po drodze, i - dosłownie - rzut beretem do pracy. W inne miejsce też można pójść, kościołów w powiedzmy okolicy nieco jest, ale będzie dalej = większe spóźnienia do pracy = konieczność siedzenia dłużej. 

Heh.

A może do drzwi puka, sama z siebie, okazja do adwentowego wyrzeczenia?

1 komentarz:

  1. fajny blog a jeszcze lepsza stronka Twoja (chyba i na Adonai zaglądasz:))

    a wiesz - u mnie też adwentowy pech - 1. niedziela adwentu a ja bez mszy zostałam
    no cóż - takie nasze pechy i peszki
    wierzę gorąco, że uda mi się poczłapać do kościółka choć w tą niedzielę
    i zazdroszczę wyboru - jak nie ten to na następnej ulicy następny ... u mnie 3 km a jak się "nie widzi" to 6 km
    Pozdrawiam http://aneta1969.manifo.com/

    OdpowiedzUsuń