poniedziałek, 2 maja 2011

Jan Paweł II jest błogosławiony

Już tamtego dnia (w dniu pogrzebu) czuliśmy unosząca się woń świętości, a Lud Boży na różne sposoby okazywał swoją cześć dla Jana Pawła II. Dlatego chciałem, aby – przy koniecznym poszanowaniu prawa Kościoła – jego proces beatyfikacyjny przebiegał w sposób możliwie najszybszy. I oto nadszedł oczekiwany dzień; przyszedł szybko, ponieważ tak podobało się Bogu: Jan Paweł II jest błogosławiony.
W te słowa Benedykta XVI, w tę wczorajszą uroczystość przedpołudniową na Placu św. Piotra w Rzymie wpatrywały się chyba oczy całego świata. W 6 lat i miesiąc po śmierci, po wręcz ekspresowym procesie beatyfikacyjnym - Kościół autorytetem papieża, bezpośredniego następcy zmarłego, zachowawszy wszelkie procedury i wymogi, formalnie potwierdził świętość Karola Wojtyły, polskiego papieża Jana Pawła II. 

Tymi słowami, które zacytowałem powyżej, Benedykt XVI nie tyle zadeklarował pewną prawdę, co wyraził wiarę w to, co wielu z nas (większość?) wierzyła już za życia nowego błogosławionego. Że, przy całej słabości i ludzkiej ułomności, grzeszności, w stopniu heroicznym wykazał się cnotami chrześcijańskimi, żył na co dzień Bogiem, przybliżał tego Boga w sposób niespotykany dla dotychczasowych następców św. Piotra ludziom nie tylko wierzącym, nie tylko katolikom i chrześcijanom, ale całemu światu; swoją bezpośredniością, troską o dobro, prawa i poszanowanie każdego człowieka, bez względu na kolor skóry, przekonania czy status społeczny. Że starał się być nie tylko widzialną głową Kościoła, hen, gdzieś tam na złotym tronie, w otoczeniu wielkiej i dostojnej świty - ale z ludźmi, dla nich i przy nich, niestrudzenie przemierzając świat, docierając na wszystkie kontynenty, aby nie tylko słowem nauczania, ale bezpośrednio swoją obecnością upominać się o prawa człowieka, o godność ludzką, o poszanowanie dla wiary, swobody religijne. A w tym wszystkim był tak bardzo autentyczny, ludzki, zwyczajny, normalny - zero wyniosłości, pychy, wywyższania się, dumy. Apostoł Bożego Miłosierdzia, którego orędzie - za pośrednictwem propagowania objawień s. Faustyny Kowalskiej (sam ją i beatyfikował, i kanonizował) - ogłosił światu, ustanowił II niedzielę wielkanocną Niedzielą Miłosierdzia; i tego właśnie dnia Kościół wyznał wiarę w jego świętość.

Każdy z nas pewnie mógłby powiedzieć, podzielić się jakimś swoim doświadczeniem, przemyśleniem dotyczącym Jana Pawła II. Niektórzy - i wcale tak nieliczni, dzięki jego otwartości - mieli tę łaskę i mogli się z nim zetknąć bezpośrednio. 17.02.2004 w dość niespodziewanych, nawet dla naszej grupki w Rzymie, okolicznościach byliśmy na prywatnej audiencji u papieża, w jego bibliotece w Pałacu Apostolskim. Miało być jedno wspólne zdjęcie... a skończyło się na tym, że każdy podchodził bezpośrednio do fotela, otrzymywał różaniec papieski i jego błogosławieństwo. Przytłaczał mnie tam - skrzywiony, przygnieciony chorobą, a jednak na swój sposób wielki, tytan modlitwy i wiary, z którego dosłownie biła wielka siła. Śmieję się, bo papież powiedział mi - co mogę powiedzieć teraz otwarcie - iż zostanę kapłanem (co uważam za koronny dowód - hehe - na to, że dogmat o papieskiej nieomylności to pomyłka :P), życzył wytrwałości. Niesamowita chwila - trwało to może z minutę, ucałowana dłoń, to przejmujące, świdrujące jakby człowieka na wylot spojrzenie też człowieka, ale któremu Bóg pozwolił zajrzeć do serca, do duszy tych, z którymi się stykał. 

Jan Paweł II sam podczas jednej z wizyt w Polsce prosił: "Módlcie się za mnie za życia mojego i po śmierci”. Dotychczas modliliśmy się o jego beatyfikację, i za niego. Teraz - a pewnie sporo z nas (ja też) już wcześniej - możemy modlić się do niego. Wierząc, że - nie od wczoraj, od beatyfikacji, ale od tamtego 02.04.2005, żyje w szczęśliwości wiecznej, po prawicy ojca. 

Dobrze by było, gdyby na modlitwie - wyciąganiu rękę, wypychając przed Boga Jana Pawła II - się nie kończyło. 27 lat jego pontyfikatu dało nam dużo więcej, niż tylko przykład żywej wiary i autentycznego życia chrześcijańskiego - genialne pisma, listy, adhortacje i encykliki, o tekstach zwykłych przemówień nie wspominając. To ogromne dziedzictwo, niestety, dziś zaniedbywane. Papież widział, że tłumy na pielgrzymkach - tak - ale żeby go słuchać i realizować jego naukę - już gorzej (nie bez powodu w czasie pielgrzymki w 1991 dosłownie grzmiał do Polaków, chyba jedyny raz, gdy u progu wolności zdawali się zapominać o tym wszystkim, o co za komuny walczyli). Niech więc nasza fascynacja Janem Pawłem II, a teraz już także jego kult nie kończą się na flagach, plakatach, obrazkach i innych gadżetach, Barce i kremówkach - ale sięgajmy i czerpmy z tego wielkiego dziedzictwa myśli, jakie nam pozostawił. Nie po to, aby się kurzyło na półkach, ale by do niego wracać.

Ciekawe, ile czasu upłynie do kanonizacji? Kiedy otwarcie procesu?

1 komentarz:

  1. człowieku, nie ma takiego czegoś jak proces beatyfikacyjny, jest tylko proces kanonizacyjny, a beatyfikacja jest jego częścią... to, że mówią tak w telewizji nie znaczy, że tak jest :-) radzę poczytać.

    OdpowiedzUsuń