środa, 7 września 2011

Wskrzeszenie ku Bogu

Jak przejęliście naukę o Chrystusie Jezusie jako Panu, tak w Nim postępujcie: zapuśćcie w Niego korzenie i na Nim dalej się budujcie, i umacniajcie się w wierze, jak was nauczono, pełni wdzięczności. Baczcie, aby kto was nie zagarnął w niewolę przez tę filozofię będącą czczym oszustwem, opartą na ludzkiej tylko tradycji, na żywiołach świata, a nie na Chrystusie. W Nim bowiem mieszka cała Pełnia: Bóstwo, na sposób ciała, bo zostaliście napełnieni w Nim, który jest Głową wszelkiej Zwierzchności i Władzy. I w Nim też otrzymaliście obrzezanie, nie z ręki ludzkiej, lecz Chrystusowe obrzezanie, polegające na zupełnym wyzuciu się z ciała grzesznego, jako razem z Nim pogrzebani w chrzcie, w którym też razem zostaliście wskrzeszeni przez wiarę w moc Boga, który Go wskrzesił. I was, umarłych na skutek występków i nieobrzezania waszego grzesznego ciała, razem z Nim przywrócił do życia. Darował nam wszystkie występki, skreślił zapis dłużny obciążający nas nakazami. To właśnie, co było naszym przeciwnikiem, usunął z drogi, przygwoździwszy do krzyża. Po rozbrojeniu Zwierzchności i Władz, jawnie wystawił je na widowisko, powiódłszy je dzięki Niemu w triumfie. (Kol 2,6-15)
Dziś, dla odmiany, czytanie - wczorajsze. Nota bene, co dowiedziałem się po fakcie dopiero, gdy wypadało liturgiczne wspomnienie współczesnej nam apostołki ubogich, bł. matki Teresy z Kalkuty. Ciekawa zbieżność, biorąc pod uwagę to, o czym mówi tekst.

O czym są te słowa? O drzewie, którym tak naprawdę jest każdy z nas. Drzewie, które przez sakrament chrztu zostaje wszczepione, zasadzone w Chrystusa i Jego Kościół. O drzewie, które - wbrew temu, co można usłyszeć czy wyczytać w mediach - rozwija się dobrze, harmonijnie i perspektywicznie dopiero wtedy, gdy wrośnie w Boga. Owszem, można żyć bez Niego, pozostając w przekonaniu własnej wielkości, uzdolnień, możliwości i że to wszystko zawdzięcza się samemu sobie - natomiast pozostaje to niczym innym jak tylko złudzeniem. Każdy sam wybiera, jak chce żyć.

Żywioły świata - kapitalne sformułowanie. To wszystko, co mamy wokół, i co samo w sobie złym nie jest, jednakże staje się złe, gdy przesłania całą resztę. Praca, sława, pieniądze, tytuły, światowość, blichtr. Nie ma nic złego w tym, gdy człowiek ma dobrą pracę, jest z powodu czegoś co zasługuje na uznanie sławny i rozpoznawalny, zarabia przez to godziwie dobre pieniądze. Zło zaczyna się wtedy, gdy przestajesz widzieć cokolwiek innego - rodzinę, przyjaciół, tych których kochasz. Wtedy zaczyna się niewola, równia pochyła. 

Cały przysłowiowy dowcip polega na uświadomieniu sobie, kim ja jestem, kim my jako ludzie jesteśmy - słabymi i kruchymi naczyniami, ale napełnionymi tym właśnie bóstwem Jezusa. Napełnionymi nie inaczej, jak właśnie przez chrzest, który jest preludium do życia sakramentalnego, które to preludium poszczególne późniejsze etapy podróży z Bogiem mają uzupełniać - sakrament pokuty i pojednania, Eucharystia, małżeństwo czy święcenia/śluby zakonne. Chrzest, paradoksalnie - co uświadamia nam autor natchniony - jest jednocześnie pogrzebaniem starego człowieka i wskrzeszeniem człowieka nowego, żyjącego już w sposób doskonalszy, bo ku Bogu. Nasz dług, ciągnący się przez grzech pierworodny, został unicestwiony na krzyżu - jak również i ten, który jest źródłem i siłą sprawczą złego, czyli sam Zły.

Nic, tylko korzystać, i zapuścić te korzenie.

2 komentarze:

  1. A kim ja jestem? Trzciną nadłamaną. Ale trzciną nad stawem Jezusa, że tak poetycko się wyrażę :) A taka trzcina kiedyś przestanie być nadłamana. Tak, to prawda że każdy z nas jest wszczepiony duchowo w Izrael - wybrany lud Boży. Dlatego trzeba się strzec i uważać na pychę, bo z powodu pychy łatwo upaść... I zostać całkowicie odłamanym. To taki mój luźny komentarz. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Te ,,współczesne żywioły świata" faktycznie potrafią przysłonić to, co jest tak naprawdę ważne. Przysłonić żywioł, jakim jest woda, a konkretnie źródło wszelkich żywiołów - Bóg. :)

    OdpowiedzUsuń